Sulowski: Sroga lekcja
fot. Bartłomiej Ciechacki

,

Lista aktualności

Sulowski: Sroga lekcja

- Bardzo chcieliśmy wygrać z kimś z trójki Anwil, Trefl i Energa Czarni, ale od wszystkich dostaliśmy srogą lekcję - mówi po przegranej w Słupsku 63:82 Jacek Sulowski, rzucający PBG Basketu Poznań.

,

Mateusz Bilski: PBG Basket dzielnie walczył w Słupsku, ale w czwartej kwarcie Energa Czarni już dominowali. Co było najważniejsze dla wyniku tego spotkania?

Jacek Sulowski: Moim zdaniem Energa Czarni zagrali po prostu całkiem dobry mecz, trafiając w nim znacznie częściej z dystansu niż miało to miejsce dotychczas. Na pewno wynik nie odzwierciedla do końca tego, jak wyglądała gra przez całe spotkanie. Udało nam się w pewnym momencie odrobić niemal wszystkie straty, ale dwie-trzy minuty w ostatniej kwarcie zadecydowały o tym, że zrobiło się kilkanaście punktów przewagi gospodarzy. Z nas po prostu zeszło powietrze i dlatego mecz zakończył się tak dużym prowadzeniem naszych przeciwników. Słupszczanie mają jednak zdecydowanie lepszy zespół od nas, u nas gra opiera się na 6-7 zawodnikach, w Czarnych jest ich dziesięciu, bez Zbyszka Białka dziewięciu. To drużyna, która na pewno będzie liczyła się w walce o medale.

Czy słupszczanie nie zaskoczyli Was rzutami z dystansu? Sam Pan wspomniał, że w tym spotkaniu trafiali znacznie częściej, niż zazwyczaj.

- W odpowiedzi na to pytanie nie skupię się na tych rzutach, ale na samym Darnellu Hinsonie. Doskonale wiedzieliśmy, że na dzień dzisiejszy to jedyny zawodnik Energi Czarnych, który regularnie trafia z dystansu. Bo jak na razie ani Mantas Cesnauskis, ani Paweł Kikowski nie mogą pochwalić się wysoką skutecznością i nie wykonują rzutów za trzy tak, jak potrafią, a Zbyszek Białek nie grał. Dziś Hinson otworzył się niesamowicie i trafił 6 z 8 rzutów, to naprawdę imponujący wynik. Po prostu Darnell trafiał i nic na to nie mogliśmy poradzić. Ale powalczymy z Czarnymi jak przyjadą do nas do Poznania.

W Słupsku bardzo dobrze gospodarze radzili sobie w obronie przeciwko Djordje Miciciowi. Gra z jednym rozgrywającym jest chyba dla Waszego zespołu dość ryzykowna?

- No niestety, na razie po prostu musi tak być. Na pewno każdy, kto choć trochę zna się na koszykówce widzi, że brakuje nam zawodnika na pozycję numer jeden. Ale nawet mimo tych braków pokazaliśmy, że potrafimy walczyć. Może nie stać nas jeszcze na zwycięstwa z Czarnymi, Treflem, Anwilem czy Turowem, to dla nas jeszcze nieco zbyt wysoka półka, ale pozostałe ekipy są w naszym zasięgu. Na pewno będziemy starać się przede wszystkim o to, by wygrywać we własnej hali i postarać się o sprawienie jakiejś niespodzianki na wyjeździe. Bardzo chcieliśmy wygrać teraz z kimś z trójki Anwil, Trefl i Energa Czarni, ale od wszystkich tych zespołów otrzymaliśmy srogą lekcję. Ale na pewno przyda się ona w przyszłości.

Czy w końcówce zabrakło Wam wiary w zwycięstwo, o której tak wiele mówił ostatnio trener Bogicević?

 - Mogę powiedzieć, że na pewno wszyscy wierzyliśmy. Może Darnell Hinson odebrał nam trochę pewności siebie, ale wiary chyba jednak nie. Niestety gdy mieliśmy tylko cztery punkty straty Kuba Parzeński zbił piłkę na obwód, dopadł do niej Hinson i od razu trafił. My z kolei spudłowaliśmy, Darnell znów dołożył trójkę i już było dziesięć punktów przewagi gospodarzy. Zmieniliśmy więc obronę, ale jeszcze jeden celny rzut z dystansu Pawła Kikowskiego już nas nieco podłamał. Może gdyby nie trafił, to inaczej by się to wszystko potoczyło.