Zastal - ŁKS: Sezon na horrory
fot. Zastal Zielona Góra

,

Lista aktualności

Zastal - ŁKS: Sezon na horrory

Po emocjonującym meczu w Zielonej Górze ŁKS pokonał Zastal 104:103. O zwycięstwie gości przesądził rzut Bartłomieja Szczepaniaka na sekundę przed końcem dogrywki. 

,

Zanim wszyscy zielonogórscy kibice zdążyli zająć miejsca ŁKS prowadził już 5:0, dzięki skutecznej grze Jermaine'a Malleta i BJ'a Holmesa. Zastalowcy szybko wzięli się do odrabiania strat. Niezwykle aktywny po obu stronach był Gani Lawal i to za sprawą jego świetnej gry na cztery minuty przed końcem było już 16:9 dla Zastalu. Amerykański skrzydłowy miał już wtedy 11 punktów na swoim koncie i 10 zbiórek. Wyśmienicie, jak na niecałe osiem minut przebywania na parkiecie. Do końca kwarty zielonogórzanie konsekwentnie powiększali przewagę. Nadzieję na zmianę obrazu meczu dał w ostatnich sekundach pierwszej odsłony Filip Kenig, który trafił za trzy, zdobywając swoje pierwsze punkty w ekstraklasie. 

Początek drugiej kwarty nie przyniósł dramatycznych zmian w obrazie gry. Gospodarze kontrolowali, aby goście nie zbliżyli się na różnicę mniejszą niż 10 punktów. Wśród łodzian świetnie grał BJ Holmes, który po 15 minutach miał już 11 punktów. Ku zaskoczeniu ekspertów, drugim strzelcem łodzian był wtedy Filip Kenig, który dzięki akcji 3+1, miał już wtedy 7 punktów. Trener Tomasz Jankowski desygnował na parkiet Filipa Matczaka, który w ciągu pięciu minut oddał ledwie jeden rzut i powrócił na ławkę. Na dwie minuty przed końcem dzięki trójce BJ'a Holmesa ŁKS zbliżył się na dystans siedmiu punktów. Trener zielonogórzan po raz pierwszy poprosił o czas. Na próżno. Dzięki akcjom Jermaine'a Malleta łodzianie doprowadzili do remisu. Równo z końcową syreną Gani Lawal został ukarany przewinieniem technicznym, a Krzysztof Sulima trafił dwa rzuty wolne. Po dwóch kwartach Zastal sensacyjnie przegrywał 45:47, a ostatnie dwie minuty pierwszej połowy przegrał aż 13:0. 

Trzecią kwartę celną trójką otworzył BJ Holmes. Była to jego czwarta celna próba z tej odległości. Na sześć punktów z rzędu zastalowców za trzy odpowiedział Sulima. Od stanu 52:52 zastalowcy właczyli czwarty bieg. Błyskawicznie zdobyli dziewięć punktów, większość po szybkich kontrach, które były ich znakiem firmowym w poprzednim sezonie. Bezpiecznego prowadzenia nie oddali już do końca kwarty. Na dwie minuty przed końcem tej części gry podczas walki o piłkę ucierpiał Holmes. Ból pleców okazał się na tyle silny, że Amerykanin musiał opuścić parkiet. 

W czwartej łodzianie desperacko próbowali odrobić straty. Początek tej kwarty w ich wykonaniu wyglądał obiecująco. Trzecią trójkę trafił Kenig, dwa punkty z wolnych dołożył grający coraz lepiej Kirk Archibeque - przewaga stopniała do sześciu punktów. Po chwili zielonogórską halę czwartą z rzędu trójką uciszył bezbłędny zza łuku Kenig. Na parkiet powrócił najskuteczniejszy Lawal. Szybko zdobył punkty potężnym wsadem, a po chwili efektownie zablokował Malleta. Amerykanin miał godnego siebie przeciwnika w osobie Archibeque'a, którego punktowe akcje nie pozwalały uciec zielonogórzanom. W końcówce przypomniał o sobie niewidoczny Walter Hodge, którego akcje pozwoliły odskoczyć na pięć punktów na 36 sek. przed końcem. Błyskawiczną trójką odpowiedział Holmes. W kolejnej akcji fatalną stratę popełnił Hodge, który nadepnął na linię końcową. Na pięć sekund przed końcem trafił Jakub Dłuski. W ostatniej akcji Archibeque zablokował Chanasa i potrzebna była dogrywka. 

W niej oba zespoły grały kosz za kosz. Na 32 sek. przed końcem Jermaine Mallet nabrał na pompkę obrońcę Zastalu, po czym trafił za trzy. ŁKS objął prowadzenie 100:98. W odpowiedzi nie trafił Lawal, a Mallet po chwili zdobył kolejne dwa punkty z rzutów wolnych. Za dwa odpowiedział Uros Mirković. Ostatnie pięć minut należało do Bartłomieja Szczepaniaka. Ten nie wybił piłki przez pięć sekund. Z zimną krwią kolejną akcję 2+1 wykorzystał więc Hodge. ŁKS miał pęć sekund, więc Szczepaniak przebiegł boisko i trafił niemalże równo z końcem z dwutaktu. - Nie wygrałem tego spotkania. Wygrała go cała drużyna. Bardzo dziękuję wszystkim chłopakom - mówił po meczu skromny bohater. - Po serii pięciu porażek bardzo chcieliśmy tutaj wygrać. Każdy z graczy, który pojawił się na boisku dał z siebie wszystko. Szkoda jedynie, że nie wygraliśmy tego spokojnie, a końcówka była bardzo nerwowa. Zwyciężyliśmy dzięki szczęśliwemu rzutowi Bartka Szczepniaka - dodawał trener Piotr Zych. 

- Sezon na horrory trwa. Mecz trzymał w napięciu do samego końca. Nie możemy tracić po trzydzieści punktów w jednej kwarcie, a takie przestoje zdarzyły nam się dwa razy. W drugiej kwarcie po prostu zbyt szybko odpuściliśmy, przestaliśmy bronić i grać agresywnie. Sytuacja identyczna powtórzyła się w drugiej połowie - komentował przebieg spotkania Tomasz Jankowski, trener Zastalu.

- W końcówce to był hazard. Oni mieli dzisiaj więcej szczęścia - dodawał Uros Mirković. Niepocieszony był także Gani Lawal, autor 27 punktów. - Powinniśmy to spotkanie wygrać. Musimy wziąć na nich rewanż na wyjeździe - zapowiadał najlepszy gracz Zastalu.