Sulowski: Nic do stracenia
fot. Bartłomiej Ciechacki

,

Lista aktualności

Sulowski: Nic do stracenia

- Nie mamy nic do stracenia. Najważniejsze, że wygraliśmy te trzy mecze u siebie - mówi przed kolejnymi meczami w Tauron Basket Lidze kapitan PBG Basketu Poznań Jacek Sulowski. Jego drużyna pokonała w ostatniej kolejce ŁKS Łódź 78:62.

,

Jarosław Galewski: Przede wszystkim gratulacje. Wygrywacie trzecie spotkanie z rzędu i takie chyba było założenie przed trzema meczami u siebie.

Jacek Sulowski: Tak, dokładnie. Początek mieliśmy nieco słabszy, mimo że w poprzednich meczach nasza gra wyglądała nieco inaczej, teraz to już jednak historia. Trzeba myśleć o tym, co przed nami. Po porażce w Koszalinie, chcieliśmy za wszelką cenę odmienić los rozgrywek. Chcieliśmy bardzo wygrać trzy spotkania u siebie i to się udało. Dzisiaj wynik pokazuje, że teoretycznie było to łatwe spotkanie, ale to nieprawda. Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo zła. ŁKS prowadził tylko dwoma punktami i powinniśmy podziękować zawodnikom łódzkiego klubu, że nie wykorzystali naszej słabej gry. W drugiej połowie wszyscy zawodnicy PBG włączyli się do ataku, równocześnie bardzo dobrze zagrali w obronie. Myślę, że to było kluczem do odniesienia zwycięstwa. 

Niespodziewanie spadła Wasza skuteczność w pierwszej połowie meczu. Dekoncentracja? Czy jak inaczej można wytłumaczyć Waszą postawę w początkowej fazie spotkania?

- Nie zawsze jest tak, że wszystkie rzuty wpadają. Przyznaję, że kiedy skuteczność zespołu stoi na bardzo wysokim poziomie, gra się bardzo łatwo. Wtedy każde zagranie wychodzi drużynie, zawodnicy odczuwają spory komfort. Kiedy natomiast skuteczność jest niska, pojawia się nerwowość, zaczyna się zbyt dużo myśleć o całej sytuacji. Przyznaję, że podstawowym błędem zespołu był brak koncentracji, co udało się zniwelować w drugiej połowie, choć nie ustrzegliśmy się błędów. 

Rzuty za trzy punkty w wykonaniu Aleksandra Lichodzijewskiego postawiły kropkę nad i, jeśli chodzi o wynik spotkania?

- Chyba rzeczywiście tak było. W krótkim odstępie czasu trafiliśmy trzy razy za trzy punkty. Do tego łatwe punkty spod kosza dorzucił Żarko, poza tym wybroniliśmy kilka akcji. Tymi rzutami za trzy i kilkoma za dwa punkty zrobiliśmy całkiem sporą przewagę. Dzięki temu później grało nam się zdecydowanie łatwiej.

W porównaniu z początkiem sezonu macie znacznie więcej opcji w ataku. Teraz gra opiera się na wielu graczach, którzy grożą zdobyczą punktową.

- Na pewno tak. Mimo naszej krótkiej ławki, potrafimy sobie całkiem nieźle poradzić. W zdobywanie punktów od pewnego czasu włączają się Tomek Smorawiński czy Kuba Parzeński. To wnosi naprawdę sporo do naszej gry. Jest sześciu, siedmiu zawodników, którzy mogą pomóc w zdobywaniu punktów. W rezultacie obrona przeciwnika nie może być skupiona na dwóch czy trzech graczach.

W każdym meczu blisko 40 minut na parkiecie spędza Djordje Micić. Jak on to wytrzymuje?

-
Ostatnie trzy spotkania pokazują, że daje radę. Naprawdę chwała mu za to. Teoretycznie jest on w naszym zespole jedyną nominalną jedynką, mimo że nie jest to jego ulubiona pozycja. Stara się wykonywać swoje zadania jak najlepiej. Zdarzają się spotkania, że trener próbuje jakoś rotować, ale trzeba pamiętać o tym, jaką ławką dysponujemy. Nie mamy wielkiego wyjścia, musimy sobie radzić.

Do Włocławka jedziecie po wygraną?

- Teraz przed nami trzy trudne mecze. Do Włocławka trzeba pojechać i walczyć. Na pewno nie można się poddać. Musimy zrobić wszystko, żeby sprawić niespodziankę. Nie ulega wątpliwości, że Włocławek to szalenie trudny teren. Później przyjedzie do nas bardzo mocny Trefl Sopot. Ze Słupskiem należy spodziewać się tego samo, ponieważ po raz kolejny są niesłychanie silni. Nie mamy jednak nic do stracenia. Najważniejsze, że wygraliśmy te trzy mecze u siebie. W przypadku jakiejś porażki byłoby nam bardzo trudno nawet pod względem mentalnym przed takimi meczami jak te, które nas teraz czekają.