Lichodzijewski: Anwil ma się czego bać!
fot. Bartłomiej Ciechacki

,

Lista aktualności

Lichodzijewski: Anwil ma się czego bać!

- W szatni nie było zbyt wiele cenzuralnych słów. Usłyszeliśmy, że czas zacząć grać jak prawdziwi mężczyźni. To też zrobiliśmy i dlatego ta gra wygląda zupełnie inaczej - powiedział po wygranej nad ŁKS Łódź silny skrzydłowy PBG Basketu Aleksander Lichodzijewski, który zdobył w tym spotkaniu 18 punktów. 

,

Jarosław Galewski: Po słabym początku sezonu zapowiadaliście, że odbijecie się od dna meczami u siebie. Słowa dotrzymaliście.

Aleksander Lichodzijewski:
Dokładnie tak i bardzo się z tego powodu cieszymy. Mieliśmy przed sobą trzy spotkania we własnej hali. Warto jednak podkreślić, że to również były trudne mecze. Niewiele mam do dodania. Założeniem było zgarnięcie pełnej puli i to udało nam się zrobić. Jesteśmy z tego powodu bardzo zadowoleni.

Co było kluczowe w tym spotkaniu?

- W pierwszej połowie wydarzyło się coś dziwnego. Po prostu nie byliśmy gotowi. Ta gra nie wyglądała tak jak powinna. Słowem, w tej części meczu nie byliśmy sobą. Przeciwnik grał bardzo twardo pod koszem. Trzeba im przyznać, że robili to naprawdę z całkiem niezłym skutkiem. W szatni było jednak gorąco. Trener nie szczędził ostrych słów i to zaowocowało dobrą grą w drugich dwudziestu minutach.

W pierwszej połowie raził przede wszystkim brak skuteczności. Z czego to wynikało?

- W pierwszej i drugiej kwarcie nie graliśmy tak jak w poprzednich meczach. Mam głównie na myśli dzielenie się piłką. Po prostu nie podawaliśmy sobie jej umiejętnie. Właśnie z tego powodu nasze rzuty były nieco wymuszone. Myślę, że z tego wziął się problem ze skutecznością, o którym pan wspomniał.

Co powiedział trener w szatni?

-
Trener powiedział, że jesteśmy…. Pewnie potrafi się pan domyślić, jakie słowa padły po pierwszej połowie. To milczenie jest akurat w tym przypadku wymowne. Najogólniej mówiąc, w szatni nie było zbyt wiele cenzuralnych słów. Usłyszeliśmy, że czas zacząć grać jak prawdziwi mężczyźni. To też zrobiliśmy i dlatego ta gra wygląda zupełnie inaczej.

Kropkę nad i postawiliście trafiając za trzy punkty. W tym elemencie był Pan jednym ze skuteczniejszych zawodników.

- Specyfika naszej drużyny polega na tym, że w każdym meczu decyduje coś innego lub ktoś inny. Dziś to się potwierdziło. Taki jest ten zespół. Niezmienny pozostaje jedynie cel, którym jest zawsze wygrana. A jeżeli chodzi o mnie, to nie wiem, co mogę dodać. Bardzo się cieszę, że mogłem pomóc drużynie w tym elemencie.

Teraz przed Wami mecz z Anwilem. Jak ocenia pan szanse drużyny?

-
Nie ma się co czarować. To będzie dla nas niezwykle trudne spotkanie. Mogę jedynie zapewnić, że jak zwykle będziemy walczyć. Poza tym, proszę pamiętać, że jesteśmy na fali. Wygraliśmy trzy razy z rzędu. Anwil ma się czego bać! Powiem szczerze: wiedzieliśmy, że będziemy wygrywać. Każdy z nas zdawał sobie sprawę, że razem możemy wiele. Zaczęliśmy wygrywać i chcemy, aby tak było w dalszym ciągu. Żadnego spokoju jednak w naszych szeregach nie ma. Nadal panuje wielka mobilizacja, bo chcemy wygrać we Włocławku. To jest sport. W tym meczu zabraknie pewnie Hajricia. Rywal może mieć z tego powodu problemy, które my postaramy się na pewno wykorzystać.