Leończyk: Radość i duma
fot. pzkosz.pl

,

Lista aktualności

Leończyk: Radość i duma

- Sami sobie udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi - mówi skrzydłowy reprezentacji Polski i Energi Czarnych Słupsk Paweł Leończyk.

,

Mateusz Bilski: Gdy rozmawialiśmy pod koniec maja, powiedział Pan, że nie myśli o ewentualnym powołaniu do kadry, ale zamierza Pan mimo zakończenia sezonu utrzymać dobrą formę. Chyba się to opłaciło?

Paweł Leończyk: Zdecydowanie tak. Trzymałem formę, ponieważ już wcześniej postawiłem przed sobą taki cel. Chciałem jak najsolidniej przepracować wakacje, aby poczynić postęp, stać się lepszym graczem i być jak najlepiej przygotowanym do sezonu. Ciągłe treningi pomogły mi we włączeniu się do reprezentacji Polski i od pierwszych dni na zgrupowaniu byłem w formie.

Czy nastawiał się Pan na to, że znajdzie się Pan w polskiej reprezentacji?

- Prawdę mówiąc szczególnie o tym nie myślałem. Oczywiście wyczekiwałem ogłoszenia szerokiego składu kadry trenera Pipana, ponieważ mówiło się, że i ja mogę otrzymać powołanie. To oczywiście całkowicie zmieniało mój plan wakacyjnych treningów, więc jak najszybciej chciałem wiedzieć, czy znajdę się w kadrze. Gdy z występu na EuroBaskecie zrezygnowali Filip Dylewicz i Maciej Lampe zwolniło się miejsce na mojej pozycji i jak się okazało, otrzymałem szansę. To była dla mnie ogromna radość i z dumą pojechałem na zgrupowanie.

Jak wygląda codzienna praca z kadrą? Jest lżej, czy może ciężej niż w klubie?

- Treningi są bardzo intensywne. Szczególnie dostaliśmy „w kość” podczas pierwszych dwóch tygodni, co przełożyło się na naszą słabą grę w sparingach z Macedonią i Słowenią. Byliśmy zmęczeni, brakowało nam zgrania. Na szczęście z każdym turniejem nasza gra ulegała widocznej poprawie i mam nadzieję, że tuż przed EuroBasketem nabierzemy świeżości, złapiemy drugi oddech i będziemy grać jeszcze lepiej.

W kadrze pełni Pan ważną rolę. Czy przed przyjazdem na zgrupowanie liczył Pan na to, że będzie jednym z podstawowych graczy w rotacji Alesa Pipana?

- Nie spodziewałem się, że otrzymam tyle zaufania od trenera. Jednak na początku treningów  z reprezentacją brakowało nam jeszcze Szymona Szewczyka, dla którego - można powiedzieć - zarezerwowane było pierwszoplanowe miejsce w składzie, więc miałem okazję pograć przez wiele minut. Ale od momentu, gdy Szymon dołączył do składu, nadal gram sporo i trener daje mi szanse. To znakomita sprawa, gdy można reprezentować swój kraj, jednocześnie próbując swoich sił w starciach z takimi uznanymi rywalami, jak Włosi, Grecy czy Rosjanie.

To dla Pana pierwsza w karierze okazja, by zmierzyć się w bezpośrednim pojedynku z takimi graczami, jak Andrea Bargnani, Antonis Fotsis, Mirza Teletović czy Wiktor Chriapa. Miał Pan jakieś obawy przed spotkaniami z tymi gwiazdami europejskiej koszykówki?

- Nie bałem się tych starć. Wręcz przeciwnie, przed spotkaniami z nimi dodatkowo się mobilizowałem. To są gracze z ogromnym doświadczeniem i umiejętnościami i wspaniale było zagrać przeciwko nim. Okazało się, że nie taki diabeł straszny i naprawdę da się z nimi rywalizować. Trzeba tylko włączyć najwyższe obroty, wznieść się na wyżyny umiejętności i można ich powstrzymać. To są przecież normalni ludzie, a nie maszyny, więc da się ich pokonać.

To, że podszedł Pan do tych rywalizacji bez kompleksów, było widać chociażby podczas spięcia z Bargnanim w drugim meczu przeciwko Włochom.

- No tak, był faul pod koszem, on mnie trzymał, to i ja go trzymałem, a po gwizdku jeszcze trochę sobie podocinaliśmy. To była normalna boiskowa sytuacja i zupełnie nie myślałem o tym, że to gwiazdor NBA.

Czy ktoś z obecnego składu reprezentacji Polski zrobił na Panu szczególne wrażenie? Czy ktoś zaskoczył Pana swoją grą?

- Oczywiście mniej więcej wszyscy dobrze znamy się z ligowych parkietów. Ale nie miałem wcześniej okazji rywalizować z Szymonem Szewczykiem, a okazał się on być nie tylko świetnym zawodnikiem, ale również bardzo fajnym kolegą. To świetna sprawa móc grać z nim na treningach, ponieważ jest to dla mnie spora nauka. Podoba mi się również sposób grania Piotrka Szczotki, któremu Ales Pipan pozwala na nieco więcej w ataku, niż Tomas Pacesas w Asseco Prokomie.

Wszędzie można usłyszeć, że Polska jedzie na EuroBasket delikatnie mówiąc „po naukę”, a nieco dosadniej, rozegrać mecze w fazie grupowej i zakończyć swój udział w mistrzostwach. Co Pan na to?

- Niestety takie są głosy i nie jest to szczególnie budujące. Jednak to mówią ludzie z zewnątrz, a my jesteśmy w środku kadry i widzimy postęp w naszej grze. Każdy etap przygotowań przynosi nam poprawę gry i sami sobie udowodniliśmy w meczach z silnymi ekipami, że możemy rywalizować z najlepszymi. I nie chodzi tu tylko o starania o to, by pokazać się z jak najlepszej strony, bo tak gra się zawsze, ale o to, by wygrać. Mieliśmy szanse na zwycięstwo z Rosją, blisko byliśmy również pokonania Włochów, jednak w końcówkach to rywale okazywali się lepsi. Tutaj wychodzi po prostu doświadczenie tych zespołów. Ono nie będzie z pewnością naszym atutem, niewielu naszych zawodników grało na najwyższym poziomie w Europie, a już tym bardziej w NBA, więc praktycznie każdy rywal będzie miał w tym elemencie przewagę. Jednak nie znaczy to, że naszą determinacją i wolą walki nie będziemy w stanie nawiązać z nimi wyrównanej gry.

Trudno jest stawiać przed Polakami jakieś wygórowane cele przed EuroBasketem, biorąc pod uwagę brak trzech podstawowych graczy i siłę grupowych rywali. Ale może sami postawiliście przed sobą jakieś cele?

- Zdecydowanie tak. Oczywiście nikt z nas nie zadeklaruje, że wyjdziemy z grupy, czy niewiadomo jakiego wyniku nie osiągniemy, ale chcemy po prostu w każdym meczu grać o zwycięstwo. Na początek zmierzymy się z Hiszpanami, czyli z teoretycznie najsilniejszymi przeciwnikami w grupie, ale nie zamierzmy się poddawać. Nie będzie tak, że zobaczymy Navarro, Gasola czy Fernandeza i będziemy oddawać się podziwianiu gry tych zawodników, tylko będziemy chcieli ich trochę „poobijać” i twardo walczyć. To właśnie będzie nasza największa siła, by w jakikolwiek sposób przeciwstawić się najlepszym - czasem „walką na łokcie”, na pograniczu faulu. W tym możemy upatrywać swoich szans, bo niestety w czysto koszykarskich elementach może być nam bardzo ciężko.