Jędrzej Szerle: W sezonie zasadniczym różnie bywało, ale w play-off gra Pan świetnie i ma niezagrożoną pozycję w pierwszej piątce.
Robert Witka: Nie wiem czy niezagrożona. Po prostu tak się układa, dwóch Polaków musi być na boisku, trener stawia na mnie. Cieszę się z tego bardzo.
Seria z Energą Czarnymi nie była łatwa. Co było kluczem do zwycięstwa?
- Ciężko tu wskazać jakikolwiek klucz. Dzisiaj wygraliśmy 13 punktami bodajże, pierwszy mecz też, ale czasami wygrywamy ośmioma punktami, sześcioma. Tak naprawdę to są dwie-trzy akcje i o te dwie-trzy akcje trzeba się bić 40 minut. Czasami jakaś zbiórka, czasami przechwyt - takie szczegóły decydują o wygranej w dzisiejszym sporcie. Nie jest tak, że jest jakaś przepaść między nami a Czarnymi, po prostu Czarni okazali się dobrym zespołem, ale szczegóły, więcej doświadczenia, może więcej sił zaoszczędzonych na koniec zaowocowały tym, że wygraliśmy.
Tak jak w poprzednim meczu miedzy zawodnikami iskrzyło. Skąd Pana nieporozumienie z Bryanem Davisem?
- To nie było nieporozumienie, Bryan jest impulsywnym zawodnikiem. Raz na niego wpadłem dosyć niechcący. To nie były jakieś szczególne utarczki, zdarzały się większe z jego udziałem.
Zbiórki zafunkcjonowały, w mecz weszliście skoncentrowani – chyba udało się Wam naprawić większość mankamentów w grze?
- Zgadza się, graliśmy na tyle dobrze, żeby wygrać ten mecz. To co graliśmy dzisiaj wystarczyło. Mieliśmy przestoje i takie proste straty, gdzie powinniśmy odskoczyć rywalom, a kończyło się odwrotnie - rywale skracali dystans do nas i nad tym powinniśmy może nie tyle pracować, bo to wynika z koncentracji w danej chwili.
Czy ta seria była dobrym przetarciem przed finałami?
- Na pewno. Te mecze nie były łatwe. Mimo, że wygraliśmy 4:1. Pamiętam poprzednie finały – teraz już nikt o tym nie pamięta, skończyło się 4:0, ale każdy mecz toczył się do ostatniego gwizdka. Bardzo zacięte mecze i podobnie było tutaj. Wygraliśmy dwa mecze może troszeczkę wyraźniej, ale generalnie kosztowało nas to dużo sił, więc przetarcie dobre. Aczkolwiek czekamy teraz na naszego przeciwnika i mamy parę dni na odpoczynek i na przygotowanie do następnego meczu.
Asseco Prokom awansował, ale drugi finalista nie jest znany. Śledzi Pan rywalizację PGE Turów - Trefl?
- Tak, śledzę.
Co może Pan powiedzieć o tej rywalizacji? Z którym przeciwnikiem wolałby się Pan spotkać?
- Nie ma kalkulacji. Wydawało się, że Trefl jest mocniejszym zespołem po pierwszych trzech meczach, później się okazało, że Turów zagrał super spotkanie i odrobił lekcję z poprzednich meczów. Jest 2:2 i na dzień dzisiejszy ciężko powiedzieć, kto wyjdzie z tej rywalizacji zwycięsko.