Wołoszyn: Jesteśmy w dołku
fot. Karol Skiba

,

Lista aktualności

Wołoszyn: Jesteśmy w dołku

- Przegraliśmy brakiem konsekwencji i zimnej krwi w czwartej kwarcie – mówi Michał Wołoszyn po przegranym meczu Kotwicy Kołobrzeg z PBG Basketem Poznań.

,

Bartosz Szczechowski: Zagraliście bardzo dobrze przez trzy kwarty. Czwartą kwartę przegraliście i to dość wysoko. Co według Pana stało się wtedy z zespołem?

Michał Wołoszyn: Nie wiem. Po prostu zaczęliśmy czekać aż skończy się ten mecz. Najwyraźniej przestraszyliśmy się, że możemy wygrać. Przy takim prowadzeniu u siebie nie można przegrać. Nie jesteśmy w najlepszej sytuacji w tabeli. Mamy serię porażek. Stary rok zakończyliśmy w fatalnym stylu no i teraz jesteśmy w dołku. Zamiast się podnieść to niestety dalej w tym dołku zostajemy. Jak mówię, przy takim prowadzeniu zabrakło zimnej krwi, boiskowego sprytu. Nawet jak nie szło w ataku można było jakoś przytrzymać jak nam nie szło. 33 punkty stracone w jednej kwarcie u siebie to zdecydowanie za dużo. Można to wszystko zwalić na naszą obronę.

Czy  według Pana było spowodowane brakiem koncentracji przed czwartą kwartą? Prowadziliście pewnie, może spodziewaliście się już zwycięstwa?

- Absolutnie nie. Nie, to nie jest brak koncentracji. Z pewnością chcieliśmy wygrać. Wiemy w jakiej sytuacji się znajdujemy. Teraz mamy bardzo ciężkie mecze przed sobą i bardzo potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. To nie jest tak, że zabrakło koncentracji.  Błędy w obronie jakie popełniliśmy spowodowały, że straciliśmy 33 punkty i oni zdążyli odrobić straty. Poza tym 10 minut w koszykówce to bardzo dużo czasu. Nawet prowadząc szesnastoma punktami mecz się cały czas toczy, więc nie róbmy z tego wielkiej afery.

Jak oceni Pan ostatnią akcję, w której Ted Scott próbował oddać rzut za 3 punkty?

- Ted jest naszym liderem w ataku. To on ma oddawać decydujące rzuty w meczu. Rzucał z ciężkiej pozycji, ale już niejeden taki rzut trafił.

Czy w związku z tym rzutem drużyna ma jakieś pretensje do Scotta?

- Nie, absolutnie nie. Przecież nie przegraliśmy jednym rzutem. Przegraliśmy brakiem konsekwencji i zimnej krwi w czwartej kwarcie. Po prostu nie dociągnęliśmy tego meczu do końca. Ten rzut był wypadkową całej słabej naszej postawy w czwartej kwarcie. Gdybyśmy zagrali odrobinę lepiej to nie trzeba by było oddawać takiego rzutu i nie byłoby problemu.

Trafił Pan 7 z 10 rzutów za trzy punkty. Czy przypomina Pan sobie w karierze podobne rezultaty?

- Zdarzało się nawet, że potrafiłem więcej trafić. Nie chce z tego robić żadnej sensacji, ponieważ po to jestem na boisku i zrobiłem co do mnie należało.

Na początku sezonu zmagał się Pan z kontuzją. Teraz zagrał Pan bardzo dobrze. Czy uważa Pan, że to spotkanie było dla Pana przełomowe i pozwoli grać jeszcze lepiej w następnych meczach?

- Nie wiem czy było przełomowe. Nie chcę tak tego traktować. Chcę pomagać drużynie. Wiadomo czego można się po mnie spodziewać. Chce robić to co potrafię najlepiej i chcę żeby chłopaki z tego skorzystali. Teraz czuję się lepiej i chcę dawać jak najwięcej drużynie niż w tym czasie kiedy nie grałem.

Kolejne spotkanie gracie na wyjeździe z Treflem Sopot. Ostatnie wasze spotkania były bardzo zacięte. Czy spodziewa się Pan wyrównanego meczu w następnej kolejce?

- Na pewno czeka nas ciężki mecz. Trefl jest ostatnio w dobrej dyspozycji. Wygrali we Włocławku, wygrali w Zgorzelcu. Na pewno nie myślą o porażce z Kotwica u siebie, aczkolwiek musimy jakiś mecz wygrać. Musimy się w końcu odbić od dna i każdym kolejny mecz jest szansą dla nas.

Zakończył się rok 2010. Jak oceni go Pan indywidualnie?

- Jestem bardzo zadowolony. Miałem okazję zadebiutować w ekstraklasie co było zawsze moim wielkim marzeniem odkąd wziąłem piłkę do ręki. Pod względem sportowym  był to rok na dobrym poziomie. Myślę, że pokazałem się z dobrej strony. W poprzednim roku zaręczyłem się, mam cudowną narzeczoną.

Jak oceni Pan pierwszą rundę w wykonaniu Kotwicy?

- Na pewno liczyliśmy na zdecydowanie więcej. Gra zespołu wygląda lepiej niż sytuacja w tabeli. Parę razy zaprezentowaliśmy się z dobrej strony i zabrakło kropki nad i żeby wygrać. Przegrywamy mecze w dogrywce, jednym punktem czy dwoma jak dzisiaj. Gra zespołu jest lepsza niż pokazują to wyniki.  Nie chcę tego zwalać na brak szczęścia.  Prowadząc u siebie różnicą większą niż 10 punktów mecz należy dowieść do końca. Trzeba dalej ciężko pracować i wyciągać wnioski.

Czego sobie Pan życzy w 2011 roku?

- Przede wszystkim zdrowia. Ostatnio miałem tą nieprzyjemność oglądać kolegów trenujących i po cichu im zazdrościć, że mogą się męczyć, biegać. Reszta przyjdzie sama.