Anwil - PGE Turów (2): Mocna odpowiedź gości
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Anwil - PGE Turów (2): Mocna odpowiedź gości

Po pierwszym przegranym meczu z Anwilem PGE Turów Zgorzelec szybko się zrewanżował i w ćwierćfinałowej rywalizacji tych drużyn jest remis 1-1.

,

Tylko pierwsze minuty drugiego meczu ćwierćfinałowego pomiędzy Anwilem Włocławek a PGE Turowem Zgorzelec przypominały spotkanie nr 1 tej serii. Anwil dobrze zaczął, prowadził nawet 15:6, ale wówczas do głosu doszli liderzy zgorzelczan - Daniel Kickert i David Jackson. Ten pierwszy wyraźnie korzystał z braku w drużynie Anwilu Seida Hajricia, który dwa dni wcześniej maksymalnie utrudniał mu grę, natomiast drugi wstrzelił się do kosza już na samym początku.

Jackson trafiał z daleka, rzucając 12 punktów z rzędu dla swojej drużyny. Celny był jego rzut z dystansu nawet po faulu rywala. To pozwoliło odrobić początkowe straty do Anwilu, a coraz skuteczniejsza gra przyjezdnego zespołu sprawiła, że koszykarze trenera Jacka Winnickiego z impetem przejmowali kontrolę nad tym meczem.

- Cały zespół dobrze pracował w tym spotkaniu. Czterech koszykarzy zakończyło ten mecz z dwucyfrowym dorobkiem, co dobrze o nas świadczy. Na początku świetnie szło Davidowi Jacksonowi. Był w gazie, trafiał swoje rzuty i dzięki jego grze zyskaliśmy sporo pewności siebie - mówił Daniel Kickert, skrzydłowy PGE Turowa Zgorzelec.

Zgorzelczanie w samej tylko pierwszej kwarcie trafili pięć razy z dystansu, a w 14. minucie gry mieli siedem celnych z 10 oddanych trójek. Prowadzili już 36:27, sprawiając wrażenie zespołu, który kompletnie wybija koszykówkę z głowy rywalom, nie pozwalając im dojść do żadnej dogodnej pozycji, natomiast w ataku znajdującego dla siebie tylko te najlepsze rozwiązania.

Anwil fatalnie spisywał się jeśli chodzi o skuteczność. Włocławianie trafili łącznie tylko 20 z aż 60 oddanych rzutów, w tym tylko 20 procent rzutów z dystansu. Nie mógł wstrzelić się Dardan Berisha, który w poniedziałek pociągnął Anwil w trzeciej kwarcie, nie trafiali także Krzysztof Szubarga i Lawrence Kinnard.

- Spudłowaliśmy w tym meczu wszystko co dało się spudłować i spudłować więcej już chyba się nie da - mówił po spotkaniu trener Anwilu Krzysztof Szablowski. - Dotyczy to głównie rzutów z bliskiej odległości, które wykręcały się z obręczy, a także tych z daleka, które oddawane były z wypracowanych pozycji. Straciliśmy w pewnym momencie pewność siebie i ta gra tak się układała - dodawał szkoleniowiec Anwilu.

Wprost przeciwnie do gospodarzy gościom wychodziło niemal wszystko. Drugą kwartę PGE Turów wygrał 27:11, kończąc ją celnym rzutem z ponad 10 metrów Aarona Cela. - Trzymaliśmy dobry poziom, ale w dwie minuty nas rozstrzelali i jeszcze ten celny rzut z daleka dodatkowo ich napompował - przekonywał trener Szablowski.

PGE Turów bazował głównie na szybkim ataku i rzutach z dystansu. Oba te elementy były bardzo ważne w grze wicemistrzów Polski. Wiele spudłowanych rzutów Anwilu sprawiło, że rywale mieli sporo szans na uruchamianie kontrataków. Z nich padały punkty spod kosza, ale także zza linii 6,75 m. Łącznie drużyna przyjezdna w hali przeciwnika zanotowała 55 procent skuteczności w rzutach z gry, przy zaledwie 33 gospodarzy.

- Dla nas był to bardzo ważny mecz. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, dlatego wyszliśmy na boisko bardzo mocno zmobilizowani i za to nastawienie bardzo dziękuję swoim koszykarzom - mówił trener PGE Turowa Jacek Winnicki. - Wyrównaliśmy stan na 1-1. Sprawa jest otwarta i jedziemy teraz do Zgorzelca i we własnej hali będziemy chcieli zakończyć tę rywalizację - dodawał.

- Nie mamy jeszcze żadnych powodów do paniki. Wrócimy na parkiet w sobotę i będziemy chcieli sprawić, aby to fatalne uczucie, które w tej chwili nam towarzyszy, towarzyszyło ekipie PGE Turowa - zapewniał rzucający Anwilu John Allen.