Jędrzej Szerle: Co zadecydowało o wygranej w piątym meczu?
Robert Tomaszek: Myślę, że po prostu walka pod koszem. W pierwszej połowie ciężko nam było, Asseco wysoko prowadziło w zbiórkach. Wtedy się skoncentrowaliśmy, w drugiej połowie też kiepsko szło, ale udało nam się wyprowadzić. Mieliśmy dobrą szansę, żeby wygrać w regulaminowym czasie, ale Torey akurat nie trafił. Ale w dogrywce pokazaliśmy, że nam zbiórki szły i dobrze staliśmy w obronie. To był klucz do wygranej.
Początek piątego meczu należał do Pana – piękna asysta, punkty, walka o zbiórki. Potem coś się zacięło i szybko nałapał Pan faule.
- Ciężko jest. Z Vardą, Hrycaniukiem ciężko się gra pod koszem. I po prostu człowiek faule łapie, musi zrezygnować z agresji i pada - nie może grać w swoim żywiole.
Ivan Zigeranović jest kontuzjowany, więc w najbliższym meczu będziesz jedynym klasycznym centrem. Czy nie zabraknie chłodnej głowy?
- Nie, jestem profesjonalistą, to nie jest mój pierwszy finał. Tak samo w półfinale – też było ciężko. Myślę, nie będzie problemu - kibice będą, agresja będzie. Tylko trzeba próbować nie robić takich głupich fauli, takich oczywistych, i odpuścić po prostu w niektórych momentach jak trzeba.
Nad czym szczególnie musicie popracować przed piątkowym, być może ostatnim, spotkaniem?
- Myślę, że jak ta drużyna wyjdzie agresywna i skoncentrowana, to ma wielką szansę wygrać ten mecz.