Piotr Pamuła: To moja ostatnia próba
fot. Elbrus Studio

,

Lista aktualności

Piotr Pamuła: To moja ostatnia próba

- To były cholernie trudne momenty, które trudno też opisać słowami. Gdy o tym mówię, to mam łzy w oczach. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że trafiłem na takich ludzi, dzięki którym próbuję jeszcze powrotu do koszykówki. Oni są dla mnie motywacją. Staram się to zrobić - mówi Piotr Pamuła, koszykarz Dzików Warszawa.

 

,

Karol Wasiek: Sport to zdrowie utracone?

Piotr Pamuła, koszykarz Dzików Warszawa, były reprezentant Polski: Zdecydowanie tak. Od kilku lat wspólnie - gdy rozmawiam z ludźmi - dochodzimy do tego samego wniosku. Ale chyba nie jestem jedynym sportowcem, który mógłby w sposób twierdzący odpowiedzieć na to pytanie. Myślę, że większość zawodników, także tych grających obecnie, trochę tego zdrowia już straciło. Ja - niestety - jestem tego idealnym przykładem.

Ostatnio oglądałem program z udziałem żużlowca Grzegorza Zengoty, który w swoim życiu wiele przeszedł, miał sporo operacji i sam powiedział, że mógłby być ekspertem od spraw medycznych. Czy Piotr Pamuła też jest już oswojony z terminologią medyczną?

- Niestety tak. Często z Grzegorzem Grochowskim żartujemy, że jak coś się dzieje, to mógłbym na szybko postawić diagnozę, która w wielu wypadkach się sprawdza. Wiem, co może się wydarzyć w danej sytuacji. Tak sobie myślę, że gdybyśmy sobie z tym żużlowcem usiedli, to zapewne byśmy przegadali całą noc na temat urazów i kontuzji.

24 kwietnia 2022. To wtedy po raz ostatni pojawiłeś się na pierwszoligowych parkietach. Było to podczas serii play-off z Sokołem Łańcut. Co od tamtego czasu działo się z Piotrem Pamułą?

- Ja już - w trakcie tego meczu - wiedziałem, że będę musiał się poddać kolejnej operacji. Nie będę ukrywał, że z tego spotkania za dużo nie pamiętam. Myślami byłem już przy zabiegu. Dzień później miałem wizytę u lekarza Jacka Jaroszewskiego. Gdy usłyszałem diagnozę, lekko się załamałem. To były bardzo trudne chwile.

Co to była za diagnoza?

- Kawałek łąkotki uszkodził chrząstkę w kolanie. Trzeba było szybko wdrożyć działania w życie. Warto zaznaczyć, że to była operacja, która miała postawić mnie na nogi nie tylko ze względu na sport, ale także do życia codziennego. Trzeba przecież jeszcze przez kilka lat normalnie funkcjonować. Od tamtego momentu przechodziłem długą i żmudną rehabilitację. Raz szło lepiej, raz gorzej. Ostatnio pojawiło się zielone światełko w tunelu i mam nadzieję, że do niego dobrnę.

Wiemy, że związałeś się nową umową z Dzikami Warszawa. Będziesz w składzie drużyny na sezon 2023/2024. Na jakim etapie rehabilitacji jesteś obecnie?

- Można powiedzieć, że ja już normalnie trenuję z zespołem, choć w nieco mniejszym wymiarze czasowym. Noga musi się bowiem przyzwyczaić do reżimu treningowego. Wszystko jest umiejętnie kontrolowane. Nie można przedobrzyć. Do tego wykonuję ćwiczenia, które wzmacniają kolano. Te ćwiczenia pewnie zostaną ze mną do ostatnich dni życia, by normalnie funkcjonować.

Czy to jest ostatnia próba powrotu do sportu, czy jednak są to zbyt mocne słowa?

- To nie są za mocne słowa. One dobrze oddają rzeczywistość. Choć ja już trzy lata temu tak mówiłem i dałem sobie więcej prób. Teraz jednak mówię wprost: to moja ostatnia próba powrotu do zawodowego sportu. Jeżeli się uda, to super, a jeśli nie, to po prostu dam sobie spokój. Za dużo to zabiera czasu, pieniędzy i zdrowia.

Jak mentalnie zniosłeś ostatnie miesiące?

- Było ciężko, ale wyszedłem też z takiego założenia, że tej nogi mi nie urwało. Trzeba mieć na uwadze to, że w życiu mogą wydarzyć się dużo większe tragedie. Dlatego też nie chcę robić z siebie męczennika. To są świadome decyzje.

Dlaczego w takim razie podjąłeś próbę powrotu?

- Gdy zobaczyłem, jak koledzy z drużyny świetnie sobie radzą w pierwszej lidze, wygrywają mecz za meczem, a ostatecznie triumfują w rozgrywkach, to uznałem, że nie mogę tego odpuścić na tym etapie. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że przez te wszystkie kontuzje wydarzyło się tyle dobrego w moim życiu prywatnym. Trafiłem na takich ludzi, dzięki którym próbuję jeszcze powrotu do koszykówki. Oni są dla mnie motywacją. Staram się to zrobić.

Kim są te osoby?

- Moja żona, rodzina, ale też klub: Dziki Warszawa z prezesem Michałem Szolcem na czele. Aż mi się łamie głos. Przepraszam. Zróbmy pauzę (płacz w tle - powrót po chwili do rozmowy - red.) Tylko moja żona wie, jak te trzy ostatnie lata wyglądały. Stanęła na wysokości zadania w trudnych momentach. Też jest sportowcem, więc wielu rzeczy nie muszę jej tłumaczyć.

Rodzice pomimo dużej odległości, robili wszystko, co mogli, żebym skupił się na rehabilitacji, podobnie siostra, która zajęła się wieloma prywatnymi sprawami. Było także sporo innych osób z rodziny i przyjaciół. Nie sposób wszystkich wymienić.

Wszyscy bardzo dużo poświęcili, żebym w sierpniu wrócił do Warszawy na stałe. To były cholernie trudne momenty, które trudno też opisywać słowami. Gdy o tym mówię, to mam łzy w oczach. To są łzy cierpienia, ale też szczęścia w jednym. Chciałbym też powiedzieć o Dzikach Warszawa.

Proszę bardzo.

- Bo wspomniałem prezesa Szolca, ale to też trenerzy i zawodnicy. Wszyscy mnie wspierali. Gdyby nie ta grupa ludzi, to na 100 procent nie grałbym już w koszykówkę. Już wcześniej bym zrezygnował i ogłosił zakończenie kariery. Dlatego moim celem jest to, by dać sobie jeszcze trochę radości z tej koszykówki, ale też tym ludziom.

Były momenty zwątpienia?

- Oczywiście. Ale przez te wszystkie miesiące miałem z tyłu głowy myśl, że na pewno nie zostawię koszykówki. Nie myślałem o innej pracy. Jeśli nie będę grał, to postaram być w tej dziedzinie w innej roli. Gdy zacząłem tę koszykówkę tracić, to poczułem, jak jest ważną częścią mojego życia. Koszykówka była, jest i będzie moją pasją, czymś, co mnie napędza.

Mój powrót do gry i Dzików jest symbolicznym obrazkiem. To nowy klub na mapie Polski, prężnie działający prezes Szolc, który lubi chodzić własnymi ścieżkami. Ja też ostatnio musiałem przejść przez taką drogę, więc widzę sporo podobieństw. W Warszawie ponownie spotkam się z Mateuszem Bartoszem czy Jarosławem Mokrosem. To może być piękna przygoda, ale należy pamiętać, że wszystko zweryfikuje parkiet.