AZS - Anwil: Emocje do końca
fot. Jacek Imiołek

,

Lista aktualności

AZS - Anwil: Emocje do końca

Koszykarze AZS Koszalin przegrywali w dogrywce 79:80, jednak mieli w zanadrzu dwa rzuty osobiste i piłkę. Niestety cztery rzuty, jakie oddali, nie wpadły do kosza i ostatecznie zostali pokonani przez włocławski Anwil.

,

Mecz pomiędzy AZS Koszalin i Anwilem dostarczał od kilku dni wielu emocji. Skład gospodarzy niedzielnego meczu miał być mocno okrojony, ponieważ kontuzjowanych było kilku zawodników - Igor Milicić, Rafał Bigus, JJ Montgomery, Kamil Łączyński i George Reese. Ostatecznie w spotkaniu nie zagrał tylko ten ostatni. - George dzisiaj nie zagrał, ponieważ ma problemy z kontuzją pleców, reszta koszykarzy grała na zastrzykach przeciwbólowych, dlatego z tego miejsca chcę im podziękować za walkę i za serce pozostawione na parkiecie - powiedział po spotkaniu trener AZS, Andrej Urlep.

Przez problemy kadrowe, w pierwszej piątce w zespole gospodarzy wyszło... pięciu Polaków (Milicić, Łączyński, Dutkiewicz, Surmacz i Bigus). Mimo to Akademicy zaczęli spotkanie grając bardzo agresywnie w obronie, skupiając całą defensywę na Corsley'u Edwardsie. Koszalinianie większość swoich podań kierowali pod kosz, gdzie świetnie dysponowany Callistus Eziukwu był nie do zatrzymania dla włocławskiej defensywy. Na pochwałę zasługiwał niewątpliwie występ Bartłomieja Wołoszyna, który w pierwszej połowie zdobył 12 punktów (cztery trójki). - Mieliśmy takie założenie, żeby podwajać lub potrajać Edwardsa, bo wiadomym jest, że jeden gracz nie da rady go powstrzymać. Stąd wynikały luki na obwodzie i m.in. Wołoszyn świetnie to wykorzystywał - stwierdził Grzegorz Surmacz.

W drugiej kwarcie kibice zgromadzeni w hali Gwardii, mogli podziwiać nierówną grę z obu stron. Gospodarze głównie dzięki świetnie dysponowanemu ostatnio Marcinowi Dutkiewiczowi zaliczyli serię 14:0, z czego 8 punktów należało do byłego gracza Polpharmy Starogard Gdański. Do sześciopunktowego prowadzenia przyłożyła się także para wysokich AZS - Rafał Bigus i Mateusz Jarmakowicz. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy o przerwę poprosił trener Emir Mutapcić. Wówczas jego koszykarze zanotowali imponującą serię 17:0. Największy udział w lepszej grze Anwilu miał Krzysztof Szubarga, który trafił dwukrotnie z dystansu, w tym raz z faulem.

Koszalinianie wyglądali na drużynę, która gra w pełnym składzie, a lukę po Reese'ie załatali Surmacz i Eziukwu. Kanadyjczyk z polskim paszportem zdobył 18 punktów, a Amerykanin w trzeciej kwarcie zaliczył trzy przechwyty - dodatkowo jego współpraca i pick'n'rolle z Igorem Miliciciem (7 as.) były godne podziwu. W ostatniej kwarcie trwała zażarta walka kosz za kosz, z dobrej strony pokazał się Dardan Berisha, który uciszał dopingującą na stojąco koszalińską widownię.

Na półtorej minuty przed końcem spotkania, przy stanie 73:73 na linii rzutów wolnych stanął Edwards, który dwukrotnie przestrzelił, jednak po chwili zrewanżował się wsadem, który wyprowadził gości na dwupunktowe prowadzenie. Wówczas za dwa trafił LaMont McIntosh i wynik po raz kolejny nie wyłaniał zwycięzcy. Koszykarze z Włocławka nie trafili w ostatniej akcji, a swoją szansę na wygranie spotkania mieli Akademicy. Piłkę dostał wspomniany wcześniej McIntosh, który meczu z Anwilem z pewnością nie będzie mógł zaliczyć do udanych. Amerykanin został zablokowany przed Edwardsa i o wyniku pojedynku musiała rozstrzygnąć dogrywka.

W dodatkowych pięciu minutach spotkania padło zaledwie kilka celnych rzutów (4 pkt. AZS , 5 pkt. Anwilu). Przed szansą na wyprowadzenie swojego zespołu na jednopunktowe prowadzenie stanął po raz kolejny Edwards, który tym razem trafił jeden z dwóch rzutów wolnych. Zrehabilitować się mógł McIntosh - rozgrywający trafił w kant tablicy, jednak na szczęście dla Akademików piłkę zebrał Eziukwu. Amerykański środkowy został sfaulowany niesportowo i koszalinianie na 3,5 sekundy przed końcem spotkania mieli rzuty osobiste i piłkę z boku. Jednak Eziukwu nie zdobył żadnego punktu, a w ostatniej akcji Dutkiewicz nie trafił do kosza. - Ostatnio przegrywaliśmy spotkania, bo mieliśmy pecha, dzisiaj dopisało nam niewątpliwie szczęście, ponieważ nasza gra nie jest taka, jak oczekujemy. Nie możemy pozwolić na to, by do ostatnich sekund ważyły się losy meczu - mówił Bartłomiej Wołoszyn.