PGE Turów - Trefl: Powiew play-off
fot. Grzegorz Bereziuk

,

Lista aktualności

PGE Turów - Trefl: Powiew play-off

Trefl po dramatycznym meczu wygrał w Zgorzelcu 87:86. Rozstrzygające o losach rywalizacji punkty 11 sekund przed końcem meczu zdobył Adam Waczyński. Sopocianie są bardzo blisko zakończenia pierwszej części sezonu zasadniczego na pierwszym miejscu w tabeli.

,

Spotkanie od początku było bardzo ciekawe. Już w pierwszej akcji Dallas Lauderdale efektownie zablokował Johna Turka, który ma w swojej kolekcji srebrny medal z zespołem ze Zgorzelca. Później jednak więcej powodów do zadowolenia mieli sopocianie. W trzeciej minucie po rzucie z dystansu aktywnego Filipa Dylewicza Trefl wygrywał już 9:4. Nienajlepszy początek nie załamał gospodarzy, którzy z mozołem odrabiali straty. Zespół ze Zgorzelca dopiął swego dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty. Wówczas do remisu 18:18 doprowadził John Edwards. 60 sekund później po rzucie zza linii 675cm w wykonaniu Michała Jankowskiego zrobiło się 23:20 dla PGE Turowa.

Przez większą część drugiej kwarty cieszyli się kibice gości, którzy do Zgorzelca przyjechali w blisko 20-osobowej grupie. W barwach Trefla koncertowo zaczął grać John Turek, który w ciągu drugich dziesięciu minut zanotował pięć zbiórek i zdobył 11 punktów. Po akcji Amerykanina po kwadransie gry sopocianie wygrywali już 38:28. Przed wizytą w szatni wicemistrzowie Polski zdołali odrobić trzy punkty (37:44).

Po zmianie stron gospodarzy do walki starał się podrywać John Edwards, a także Ronald Moore. Obaj Amerykanie choć w ciągu 30 minut zdobyli łącznie 30 punktów, to nie mogli być zadowoleni. Trefl grał bowiem bardzo skutecznie i cały czas utrzymywał bezpieczną przewagę. Duża w tym zasługa Łukasza Koszarka, który w ważnych momentach dwa razy trafił z dystansu.

Mimo że przez 30 minut sopocianie dzielnie odpierali ataki PGE Turowa, to w czwartej kwarcie musieli drżeć o końcowy sukces. Zgorzelczanie zaczęli grać z zębem, zacieśnili szyki w obronie i byli coraz bliżej rywala. Sześć minut przed końcem po rzucie z dystansu Konrada Wysockiego miejscowi tracili do drużyny z północy Polski tylko dwa punkty (69:71). Z kolei 141 sekund przed końcem był już remis po rzutach wolnych skutecznie wykonanych przez Aarona Cela (81:81). Ten sam koszykarz 49 sekund przed końcem trafił z dystansu i to gospodarze byli w lepszej sytuacji (86:85). Ostatnie słowo należało jednak do tego, który otworzył wynik w Zgorzelcu, a więc Adama Waczyńskiego. Rzucający Trefla zdobył kluczowe punkty i jak się po chwili okazało ustalił wynik (86:87). Szansę na odwrócenie wyniku miał jeszcze Ronald Moore. Amerykanin przedarł się pod kosz, zdołał oddać rzut, ale piłka nie wpadła do kosza.

- Przez trzy kwarty kontrolowaliśmy przebieg meczu. Zdawaliśmy sobie sprawę, że Turów jest bardzo dobrym zespołem. Spodziewaliśmy się trudnej końcówki i taka ona dla nas była. Turów z Johnem Edwardsem zaczął odrabiać straty. Trafialiśmy jednak ważne rzuty, obroniliśmy kluczową akcję i ostatecznie w ważnym meczu to my byliśmy górą - powiedział trener Trefla Kairlis Muiznieks. Swojemu szkoleniowcowi wtórował rzucający Trefla Adam Waczyński. - W trakcie spotkania prowadziliśmy już nawet ponad dziesięcioma punktami, co na terenie Turowa nie jest proste. Na początku sezonu przegrywaliśmy jednym punktem. Tym razem w końcówce zachowaliśmy więcej zimnej krwi.

Niepocieszony po meczu był z kolei trener PGE Turowa Jacek Winnicki. - To był bardzo dobry mecz w wykonaniu obu drużyn. Nie mogliśmy złapać właściwego rytmu, cały mecz walczyliśmy, goniliśmy wynik. Mieliśmy pewne założenia taktyczne, które cały czas realizowaliśmy. Chcieliśmy grać twardą defensywę na całym boisku. W końcu zaczęło to przynosić efekt. Udało nam się wrócić do gry, a także wyjść na prowadzenie. Niestety zabrakło nam szczęścia w ostatniej akcji.