Kosma Zatorski: Na początek gratulacje z powodu tytułu. Jak się Panu podobał Mecz Gwiazd?
Corsley Edwards, MVP Meczu Gwiazd: Było super. To okazja, aby spotkać, porozmawiać i oczywiście pograć z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Miałem dziś dużo zabawy!
Jest Pan pierwszy sezon w Polsce, ale od razu zdobył Pan dużą sympatię kibiców.
- To prawda. Cieszę się, że zostałem wyróżniony przez kibiców. Fajnie, gdy ludzie doceniają, to co robisz.
To Pana pierwsza nagroda MVP w życiu?
- Nie. Dostałem już kilka. Gdzie? Pierwszą w lidze CBA... a dalej.... Przepraszam, ale nawet nie pamiętam. Grałem na całym świecie, więc mam teraz mały mętlik w głowie (śmiech). Ale to pierwsza nagroda nie za cały sezon, ale za Mecz Gwiazd.
Poznał Pan jakichś nowych graczy?
- Ze wszystkimi Amerykanami utrzymuję stały kontakt. Gadamy wiele na facebooku i dzwonimy do siebie. Fajnie, że mieliśmy okazję się spotkać.
Jeżeli chce Pan zdobyć ten tytuł za cały sezon, to chyba Anwil musi zacząć grać lepiej. Zgadza się Pan?
- Zdecydowanie. Musimy być nadal mocno skoncentrowani, aby częściej przydarzały nam się takie serie jak pięć zwycięstw z rzędu niż porażki u siebie czy na wyjeździe z Zastalem. Ciężko pracujemy na treningach, więc w końcu musi to przynieść zamierzony efekt.
Grał Pan przeciwko Przemkowi Karnowskiemu. Jaki to według Pana gracz? Ma szansę na NBA?
- Grałem i muszę przyznać, że przed nim jeszcze wiele pracy. Doceniam jego grę tyłem do kosza, jego grę na piwocie, rzut i zwody. Przypomina mi nie tylko stylem gry Rika Smitsa z Indiany Pacers. Powiedziałem mu, że jeżeli będzie czegokolwiek potrzebować, to ma do mnie dzwonić. Jestem gotowy nawet do wspólnych treningów. To bardzo fajny gość.