Dłuski: Psycholog a nie trener z NBA
fot. ŁKS Łódź

,

Lista aktualności

Dłuski: Psycholog a nie trener z NBA

- Myślę, że ta walka jest, ale tylko przez dwie, trzy kwarty a później nam zespół odjeżdża, wszyscy się załamują i przestajemy grać. Może to wynika z naszych głów, z naszej psychiki? Może nam bardziej przydałby się psycholog niż np. trener z NBA - opowiadał po spotkaniu z PBG Basket Poznań środkowy ŁKS Jakub Dłuski.

,

Witold Piątkowski: Pana najlepszy indywidualnie mecz - 20 punktów, 10 zbiórek -  jest jednocześnie kolejną zespołową porażką. Jakie uczucia towarzyszą takiemu spotkaniu?

Jakub Dłuski: Tak naprawdę takie same jakby to był mój najgorszy mecz. Wiadomo, że indywidualne wyniki jakoś tam cieszą i jakby to był indywidualny sport to bym się cieszył. Jest to jednak sport drużynowy i w tej chwili indywidualne wyniki nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Może będą miały znaczenie po sezonie, gdzie będę szukał nowego klubu, ale w tej chwili nie ma to dla mnie żadnego znaczenia.

W pierwszej, fenomenalnej połowie zdobył Pan 15 punktów i w spotkaniu był remis 34:34. Tylko 5 Pana punktów w drugiej części meczu i zdecydowana porażka zespołu. Skąd się bierze tak diametralna różnica między pierwszą a drugą połową spotkania?

- Wydaje mi się, że w pierwszej połowie graliśmy dużo odważniej, agresywniej atakowaliśmy kosz i dostawałem dużo więcej piłek. W drugiej połowie szybko złapałem czwarty faul, przesiedziałem trochę czasu na ławce i wybiłem się z rytmu. Potem zrobiła się duża przewaga Poznania i ciężko się już grało z tak dużym deficytem.

Konferencje prasowe po spotkaniach ŁKS są coraz bardziej smutne, nastroje w zespole chyba też coraz gorsze. Proszę powiedzieć co się dzieje z zespołem ŁKS? Może Pan wie czego brakuje drużynie, aby wygrywać mecze w TBL?

- Nie wiem. Na początku myślałem, że to brak jakiejś formy, ale tak naprawdę nie wiem czy to jest przypadek, że przegrywamy któryś tam mecz z rzędu różnicą 30 punktów. Wszystko wskazuje na to, że może jesteśmy za słabi, może ta drużyna nie funkcjonuje tak jak powinna. W pierwszej lidze funkcjonowało to bardzo dobrze, ale jak widać w ekstraklasie nie zdaje to egzaminu. Poza tym, nie oszukujmy się - mamy jeden z najniższych budżetów w lidze i po prostu nie stać nas na klasowych zawodników. Gdyby było nas stać to na pewno byśmy ich mieli. Nasi obcokrajowcy odeszli i nie wygląda to tak jak powinno. Kibice oczekują od nas zwycięstw albo chociaż minimalnych porażek po walce, a jak widać jesteśmy za słabi nawet na walkę z tymi najsłabszymi zespołami w ekstraklasie.

Siódma porażka z rzędu odniesiona mniej więcej w podobnym stylu. Proszę powiedzieć, co robicie wewnętrznie w zespole aby tę serię przerwać?

- Próbujemy nieco inaczej grać. W poprzednim meczu i dzisiaj wyszliśmy na parkiet nieco inną piątką. Wychodzimy teraz na dwóch wysokich. We wcześniejszych meczach był taki podział minutowy, że każdy grał mniej więcej po równo, ale teraz trener stara się wyklarować tą najlepszą piątkę na boisku. Dołączyliśmy też obronę strefową oraz troszkę zmieniliśmy nasze zagrywki. Próbujemy, ale jak widać gramy dobrze tylko przez trzy kwarty, a potem robi się minus osiem punktów, każdy głowa w dół i wszyscy boimy się podjąć grę.

Pana świetne spotkanie dzisiaj, kolejny dobry mecz Pawła Malesy. Gdzie jeszcze tkwią rezerwy ŁKS? Czy któryś z zawodników może jeszcze zaskoczyć?

- Ja myślę, że rezerwy są w każdym z nas. W Pawle, który dziś zagrał dobry mecz, we mnie - też cały czas mam bardzo, bardzo dużo do poprawienia. Chociażby rzuty wolne, które wykonuję katastrofalnie. Psychika, która jest ważnym elementem tego sportu, a u nas najbardziej szwankuje, ponieważ rzuty które trafialiśmy z łatwością w pierwszej lidze, w ekstraklasie po prostu nie wpadają.

Może to dlatego, że w ekstraklasie występuję zupełnie inni obrońcy?                   

- Na pewno też inni obrońcy, wiadomo, że jest to inna klasa rozgrywkowa. Myślę, że bardzo wielu zawodników miało dzisiaj pozycje na obwodzie, ale niestety nie potrafiło tego zamienić na punkty.

Czy nie jest trochę tak, że brakuje Wam tej boiskowej agresji z pierwszej ligi?

- Myślę, że ta walka jest, ale tylko przez dwie, trzy kwarty a później nam zespół odjeżdża, wszyscy się załamują i przestajemy grać. Może to wynika z naszych głów, z naszej psychiki? Może nam bardziej przydałby się psycholog niż np. trener z NBA.