Energa Czarni - ŁKS: Bez problemów
fot. Łukasz Capar/Energa Czarni

,

Lista aktualności

Energa Czarni - ŁKS: Bez problemów

Energa Czarni Słupsk nie mieli większych problemów z pokonaniem ŁKS Łódź, wygrywając ostatecznie 87:61. Łodzianom sił na wyrównaną walkę wystarczyło tylko w pierwszej połowie, choć w grze udało im się utrzymać aż do czwartej kwarty.



Zobacz też: Zapis konferencji prasowej | Rozmowa z Krzysztofem Sulimą

Tylko w pierwszej połowie ŁKS potrafił grać z Energą Czarnymi jak równy z równym. Łodzianie bardzo dobrze rozpoczęli i dopiero po czterech minutach pozwolili gospodarzom na pierwsze prowadzenie w meczu. Mając podkoszowe braki po odejściu Kirka Archibeque’a, goście, ku zdumieniu słupszczan, niemal wszystkie piłki kierowali w pole trzech sekund do 22-letniego Krzysztofa Sulimy. A ten bez żadnych kompleksów podania zamieniał na trafienia, niezależnie czy bronił przeciw niemu Scott Morrison, czy David Weaver. Młody środkowy łódzkiej drużyny zdobył 11 punktów w samej pierwszej kwarcie i 19 w całym spotkaniu, będąc najlepszym graczem swojego zespołu. Sulimie wtórował Marcin Salamonik, autor 13 punktów i trzech trójek w pierwszej połowie spotkania.

- Mamy problem pod koszami, ponieważ nie dość, że z zespołu odszedł Kirk Archibeque, to dodatkowo jeszcze gotowy do gry nie jest Jakub Dłuski. Energa Czarni wykorzystali tę słabość i gratuluje im. Jednak chciałbym serdecznie podziękować moim chłopakom za to, że przez tak długi czas stawiali opór gospodarzom i walczyli z nimi jak równy z równym - chwalił swoich zawodników po spotkaniu trener ŁKS Piotr Zych.

Zaangażowanie jego zawodników zaowocowało tym, że łodzianie byli w grze do początku ostatniej kwarty. Jeszcze po pierwszej połowie przegrywali zaledwie 41:45, a po trójce Filipa Keniga na otwarcie czwartej części gry było 63:55 dla gospodarzy. Wtedy jednak słupszczanie wrzucili najwyższy bieg, szczególnie w obronie, skoncentrowali się na swojej grze i efektownie zbudowali wysoką przewagę. Ostatnie osiem minut spotkania wygrali aż 24:6, pozwalając graczom z Łodzi na zdobycie w sumie zaledwie 20 punktów w drugiej połowie meczu.

-  Po pierwszej połowie nasza gra wyglądała tak, jakbyśmy byli po prostu ospali zarówno w obronie, jak i w ataku. Ale po zmianie stron poprzez agresywniejszą obronę graliśmy już dużo lepiej, staraliśmy się wykorzystywać naszą przewagę pod koszem i to się udało. Pozwoliło nam to odskoczyć i w pełni kontrolować mecz do samego końca - mówił po meczu Krzysztof Roszyk.

Jedną z przyczyn zwycięstwa ekipy ze Słupska były rzuty wolne - gospodarze trafili ich aż 18 (faulowani byli głównie zawodnicy podkoszowi), natomiast łodzianie zaledwie trzy. W zespole Dainiusa Adomaitisa aż siedmiu zawodników zdobyło 9 lub więcej punktów. Gospodarze popełniali też miej strat, grali bardziej drużynowo i lepiej radzili sobie pod koszami. W ŁKS mało i słabo grali Amerykanie - Jermaine Mallett rzucił zaledwie sześć punktów, a BJ Holmes tylko dwa.

- Myślę, że wynik, którym zakończyło się to spotkanie, nie oddaje tego, co było na boisku. Mecz był ciekawy i przez długi czas wyrównany, a my, grając praktycznie tylko Polakami, przez trzy czwarte spotkania stawialiśmy opór, w końcówce najzwyczajniej zabrakło nam sił - podkreślał Piotr Zych.

- Przed spotkaniem założyliśmy sobie, że musimy dominować pod koszami, a tak nie było. W pierwszej połowie gracze ŁKS rzucili nam z pola trzech sekund aż 22 punkty i musieliśmy poprawić naszą obronę pod samym koszem. Zdobyte tylko cztery punkty z tych samych pozycji po zmianie stron świadczy o tym, że wykonaliśmy to zadanie. Ponadto dobrze broniliśmy na obwodzie, gdzie zmuszaliśmy rywali do oddawania trudnych rzutów z nieprzygotowanych pozycji - dodał szkoleniowiec Energi Czarnych.

W ostatnich dwóch minutach na parkiecie pojawili się trzej wychowankowie gospodarzy - Patryk Przyborowski, Wojciech Osiński oraz Szymon Długosz. Dla ostatniego z nich był to debiut w Tauron Basket Lidze.

Najskuteczniejszym zawodnikiem w ekipie Energi Czarnych był Stanley Burrell, który rzucił 16 punktów i miał 6 asyst. 19 punktów dla ŁKS zdobył Krzysztof Sulima, dla którego był to najlepszy mecz w całym sezonie.