Adomaitis: Mentalność zwycięzców
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Adomaitis: Mentalność zwycięzców

- Najważniejsze będzie powstrzymanie ich szybkiego ataku, w tym częstych trójek w takich sytuacjach, a także jak najlepsza nasza obrona 1 na 1 - mówi przed meczem z ŁKS Dainius Adomaitis, trener Energi Czarnych.

,

Mateusz Bilski: Po takim derbowym spotkaniu z pewnością atmosfera w zespole jest znakomita. Czy jest Pan zadowolony z postawy swoich zawodników?

Dainius Adomaitis: Już dokładnie przeanalizowaliśmy mecz z AZS i zobaczyliśmy, jakie błędy popełnialiśmy, ponieważ nie było ich mało. W tym spotkaniu najgorsza w naszym wykonaniu była druga kwarta, w której koszalinianie zagrali bardzo dobrze i trzeba im to oddać. Trafiali wszystko, zarówno z wypracowanych pozycji, jak i trudne, nieprzygotowane rzuty. Ale mimo tak dużej straty do rywala udało nam się wszystko odrobić i wygrać, nasz zespół pokazał charakter i prawdziwą wolę walki. Najważniejsza była jednak mentalność zwycięzców. Nikt w naszej drużynie się nie poddał, każdy chciał udowodnić, że wygramy to spotkanie, że potrafimy lepiej grać. Cieszę się, że tacy zawodnicy jak David Weaver, czy Paweł Kikowski, którym wciąż dokuczały kontuzje, zdecydowali się grać mimo problemów zdrowotnych i chcieli walczyć dla naszych kibiców. To już nie pierwszy mecz, w którym nasi zawodnicy ze wszystkich sił chcą grać, choć cierpią z powodu różnych urazów.

W tym spotkaniu widać było pewność siebie, o której tak wiele mówił Pan po przegranych ze Śląskiem i Zastalem.

- To był już drugi mecz z rzędu, w którym byliśmy tak pewnie siebie. Cały czas powtarzam moim zawodnikom, że muszą uwierzyć w siebie i w drużynę, że muszą grać zespołowo. Dzięki temu na pewno wszystko będzie dobrze funkcjonować. Gracze muszą mieć tą pewność i nie mogą jej tracić w momencie, gdy mecz się nie układa po naszej myśli. Oczywiście, bardzo łatwo gra się wtedy, gdy od początku ma się wysokie prowadzenie, ale przecież nie zawsze tak będzie w sporcie. Sztuką jest to, żeby potrafić się podnieść i z podwojoną energią i koncentracją wyrwać zwycięstwo. Ta ostatnia jest bardzo ważna, ponieważ właśnie dzięki niej w drugiej połowie meczu z AZS mieliśmy tylko jedną stratę. Moi gracze byli skupieni wyłącznie na wygranej.

Czy widział Pan już na spokojnie powtórkę zajścia między Scottem Morrisonem a Kamilem Łączyńskim? Łokieć zawodnika Energi Czarnych trafił w twarz rozgrywającego AZS, ale ukarany przewinieniem technicznym został Kamil Łączyński. Pan zaraz po meczu, nie widząc wcześniej dokładnie tej sytuacji powiedział o Morrisonie, że: „nie wiem co zrobił, ale zrobił dobrze”. Czy podtrzymuje Pan te słowa?

- Prawdę mówiąc nie oglądałem powtórki transmisji realizowanej przez TVP Sport. Mecz analizowaliśmy jak zawsze na podstawie własnego nagrania z kamery umieszczonej po drugiej stronie parkietu, z której widać całe boisko. Z tego co widziałem, Scott przebiegał obok i faktycznie kontakt między nimi był. Jeśli mój zawodnik zrobił to specjalnie, to jest niedobrze, naprawdę niedobrze. Zdecydowanie nie pochwalam tego typu zachowań i nawet atmosfera derbów między Słupskiem a Koszalinem, presja lub emocje, nie mogą być dla tego usprawiedliwieniem.
Trzeba też pamiętać, że po drugiej stronie był Kamil Łączyński, który, jak już powiedziałem wcześniej na pomeczowej konferencji, z całym szacunkiem dla niego, bardzo często stara się wymusić faule i sugestywnie pada na parkiet, chcąc wywalczyć dla siebie dobrą decyzję sędziów. Może arbitrzy w tej sytuacji nie zareagowali właśnie dlatego, że znają jego zachowania i myśleli, że udaje. Nie brzmi to dobrze, ale co zrobić…

Zostawmy już mecz z AZS, ponieważ w środę czeka Was kolejne spotkanie we własnej hali. Tym razem przeciwnikiem będzie ŁKS. Podejrzewam, że fakt, iż łodzianie znajdują się w stosunku do Energi Czarnych na drugim biegunie ligowej tabeli, nie ma dla Pana żadnego znaczenia?

- Dokładnie tak. ŁKS to taki zespół, który szczególnie mobilizuje się na spotkania z zespołami z czołówki tabeli. Wygrali przecież u siebie z Anwilem, potem wyrwali zwycięstwo na wyjeździe Zastalowi. To bardzo niebezpieczna drużyna, przede wszystkim w sytuacji, gdy znajdzie się w niej 2-3 graczy, którzy trafiają z dystansu jak natchnieni. Najważniejsze będzie powstrzymanie ich szybkiego ataku, w tym częstych trójek w takich sytuacjach, a także jak najlepsza nasza obrona 1 na 1.

Liderem ŁKS jest środkowy Kirk Archibeque. Czy ma Pan jakieś pomysły na to, aby może nie tyle powstrzymać jego poczynania w ofensywie, ale przede wszystkim ograniczyć ilość zbieranych przez niego piłek?

- W przypadku tego typu gracza trzeba po prostu wymusić na nim taką grę, jakiej on nie lubi, w jakiej nie czuje się dobrze. Wiemy, jak on gra i trzeba przyznać, że naprawdę imponuje w tym sezonie. Jego cechą charakterystyczną jest to, że nie poddaje się i walczy niezależnie od wyniku. Czy jego zespół wygrywa piętnastoma punktami, czy przegrywa taką ilością, zawsze trzyma swój poziom. Na pewno będziemy musieli poświęcić temu graczowi sporo uwagi i powstrzymanie go będzie nas kosztować dużo pracy.