Cesnauskis: To był przegrany mecz
fot. figurski.com.pl

,

Lista aktualności

Cesnauskis: To był przegrany mecz

- Gdy patrzy się na wynik i widzi się ponad dwadzieścia punktów straty, to proszę mi uwierzyć, do głowy przychodzą różne myśli, jednak to tylko podczas siedzenia na ławce rezerwowych. Na parkiecie nie myślisz o tym, robisz wszystko z pożytkiem dla drużyny - mówił po meczu Mantas Cesnauskis.

,

Mateusz Bilski: Co się działo z waszą obroną w pierwszej połowie?

Mantas Cesnauskis: Jak było widać, robiliśmy wszystko tak, żeby odpuszczać na dystansie JJ Montgomery'ego. W klubie robiony był skauting i wszyscy wiedzieliśmy, że Amerykanin nie trafił w tym sezonie ani jednego rzutu z dystansu. Po jego trójkach byliśmy zagubieni, nie mieliśmy pojęcia komu pomagać, a kogo kryć. Koszalin trafił kilka rzutów przez ręce, a dodatkowo złożyły się jeszcze na to nasze błędy, gdy czyste pozycje mieli George Reese i Igor Milicić.

Co powiedział wam w przerwie meczu trener Dainius Adomaitis?

- Niestety, nie powiem dokładnie tego co mówił, ale na pewno nas nie chwalił. Nie mogliśmy pozwolić na to, by AZS rzucał nam do przerwy 51 punktów. Gdyby goście trafili jeszcze kilka rzutów i ich przewaga sięgnęłaby 30 punktów, to na pewno byśmy ich nie dogonili. W ekstraklasie nie mogą dziać się takie rzeczy jak dzisiaj. Gdy drużyna wygrywa do przerwy tak wielką przewagą, wtedy można powiedzieć, że mecz jest przegrany.

Nie mieliście chwil zwątpienia?

- Gdy patrzy się na wynik i widzi się ponad dwadzieścia punktów straty, to proszę mi uwierzyć, do głowy przychodzą różne myśli, jednak to tylko podczas siedzenia na ławce rezerwowych. Na parkiecie nie myślisz o tym, robisz wszystko z pożytkiem dla drużyny. Gdy twój kolega z zespołu trafia lub tobie wpadnie jakiś rzut, to pobudzasz się, motywujesz resztę zawodników.

Czy to kibice ponieśli was do tego zwycięstwa?

- Oczywiście, że kibice nas ponieśli. Takie wsparcie daje bardzo dużo. Koszalin był zmęczony w końcówce spotkania, a fani sprawili, że biegaliśmy szybciej i skakaliśmy wyżej.

Był Pan blisko spięcia Kamila Łączyńskiego ze Scottem Morrisonem. Co tam się wydarzyło ?

- Nie widziałem tego dokładnie. Pamiętam tylko, jak Łączyński spadł na parkiet, chwilę poleżał, a potem podbiegł do Scotta. Tak młody gracz nie powinien się tak zachowywać. Jednak my wyszliśmy na tym bardzo dobrze, bo zdobyliśmy punkty, a nasi kibice się pobudzili.