Siarka Jezioro - PGE Turów: Passa trwa dalej
fot. Grzegorz Bereziuk

,

Lista aktualności

Siarka Jezioro - PGE Turów: Passa trwa dalej

PGE Turów Zgorzelec, pokonując w sobotę Siarkę Jezioro Tarnobrzeg 77:59, podtrzymał zwycięską passę i powiększył ją do sześciu kolejnych zwycięstw. Gospodarze tylko przez trzy kwarty dzielnie stawiali opór faworytom. W czwartej zabrakło im już skuteczności.

Siarka Jezioro Tarnobrzeg tylko w pierwszych minutach meczu objęła nieznacznie prowadzenie. Później przez nieco ponad trzy kwarty dzielnie stawiała czoła faworyzowanym gościom ze Zgorzelca. W końcówce zwyciężyła mądrość gości oraz cierpliwa i konsekwentna gra. Gospodarze również w tym pomagali swoją nieskuteczną grą, szczególnie w rzutach spod samego kosza. - Muszę powiedzieć, że to bardzo ciężki mecz był dla nas. Przez trzy kwarty graliśmy prawie na tym samym poziomie i udało nam się w tej czwartej kwarcie trochę lepiej zagrać. Siarka ma bardzo dobrą drużynę. Chłopaki walczą do końca i jak trafią dwa, trzy rzuty to nigdy nie wiadomo co się stanie w takim meczu. Cieszę się, że wygraliśmy pod koniec - mówił krótko po zakończeniu meczu skrzydłowy PGE Turowa Konrad Wysocki.

Spotkanie rozpoczęło się od skutecznych akcji gości, którzy grali pod kosz do swojego środkowego Johna Edwardsa. Kryjący go Wojciech Barycz nie miał sposobu na zatrzymanie najwyższego na boisku zawodnika gości. Siarka Jezioro wyszła na prowadzenie w połowie pierwszej kwarty po celnym rzucie Marka Piechowicza. - Można powiedzieć, że całe spotkanie trzymaliśmy się na niedużej różnicy punktów. W sumie czwarta kwarta zaważyła o tym, że przegraliśmy wysoko. Wynik końcowy mógłby świadczyć o tym, że zagraliśmy bardzo słabo, ale tak naprawdę rywal był w naszym zasięgu - mówił na konferencji po spotkaniu Piechowicz.

Końcówka pierwszej kwarty była zapowiedzią dalszego przebiegu spotkania. Po dwóch trójkach Aarona Cela goście zakończyli tę część gry prowadząc 20:23. Początek drugiej kwarty to chaotyczna gra z obu stron. Po dwóch celnych rzutach Ronalda Moore’a goście powiększyli przewagę do pięciu punktów, a na piętnastominutową przerwę schodzili prowadząc 27:34. Trzecia kwarta to zryw gospodarzy - powoli i mozolnie Siarka Jezioro zaczęła odrabiać straty. Najpierw po trójce Josha Millera tarnobrzeżanie tracili do gości cztery punkty, a na minutę przed końcem po efektownej akcji J. T. Tillera, przewaga PGE Turowa wynosiła tylko dwa punkty. Na czwartą kwartę jednak goście wyszli w swoim najlepszym tego dnia ustawieniu, jeszcze mocniej skoncentrowani. Siarka Jezioro przez pierwsze dwie i pół minuty nie zdołała zdobyć ani jednego punktu. Przeciwnie goście. Po kolejnych łatwych punktach Wysockiego, przewaga zawodników ze Zgorzelca wynosiła już 11 punktów. W samej końcówce gospodarze starali się jeszcze odrabiać straty rzutami z dystansu, jednak te okazały się niecelne. Pozwoliło to PGE Turowowi zdobywać łatwe punkty i ostatecznie wygrać 59:77.

Bardzo nieskuteczna gra Siarki Jezioro doprowadziła do tego, że nie sprawdziła się teoria trenera Dariusza Szczubiała, przytaczana przez niego po każdym niemal meczu. Mówi ona, że jeśli jego zespół nie pozwoli zdobyć przeciwnikom więcej niż 80 punktów, to jest w stanie wygrać z każdym. Dziś gospodarze istotnie ograniczyli do tego poziomu zdobycz gości, jednak sami zagrali bardzo nieskutecznie. Po meczu trener Siarki stwierdził, że nie było w tym meczu jakiś wielkich postępów w defensywie. - Nie zgodzę się z tym do końca. Niższy wynik przeciwnika wynikał bardziej z mądrości taktycznej i rozgrywania długich, spokojnych akcji, niż z naszej dobrej obrony. Nie robimy postępów w defensywie. Błędy się powtarzają z meczu na mecz. Może to wynika z tego, że od początku sezonu praktycznie dopiero w czwartek czy piątek była pierwsza, podstawowa dziesiątka razem - mówił po meczu trener gospodarzy.

Z czwórki amerykańskich zawodników gospodarzy tylko dwójka z nich starała się szarpać grę Siarki Jezioro. Josh Miller oraz J. T. Tiller byli najlepsi na parkiecie w drużynie gospodarzy. Bardzo słabo zagrał najskuteczniejszy w poprzednim meczu ze Śląskiem LaMarshall Corbett. Zdobył tylko dwa punkty, oddając dziewięć rzutów z gry. Mniej aktywny w ataku był w sobotę także Nicchaeus Doaks. - Po prostu nie zagraliśmy dobrze w samej końcówce meczu. Popełnialiśmy proste błędy w defensywie oraz nieskutecznie graliśmy w ataku. Nie trafialiśmy rzutów. Każdy nasz rzut odbijał się od obręczy i nie wpadał. Wszyscy graliśmy twardo i włożyliśmy w ten mecz dużo wysiłku - mówił po spotkaniu skrzydłowy Siarki Jezioro Nicchaeus Doaks.

Same dobrze rzeczy można za to mówić o grze PGE Turowa. Drużyna ma jeszcze szerszą kadrę niż w zeszłym sezonie. Każdy z dwunastu zawodników może wejść na boisko i grać na wysokim poziomie przez 5-10 minut. Po tym czasie zastąpi go kolega, który będzie dawał to samo. Mimo końcowego wysokiego zwycięstwa trener gości podkreślał, że nie jest to jeszcze najwyższa forma jego zawodników. - Gratuluję zawodnikom tego zwycięstwa. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to może być ciężki mecz dla nas. Na pewno Siarka Jezioro Tarnobrzeg chciała się jak najlepiej zaprezentować. Bardzo mocno walczyli. My nie potrafiliśmy do końca złapać takiego rytmu grania. W pierwszej połowie nie trafiliśmy niewiarygodnej ilości rzutów spod kosza - mówił po meczu trener gości Jacek Winnicki.

Dobrą wiadomością z obozu Siarki Jezioro jest to, że Przemysław Karnowski wrócił do gry po opuszczeniu trzech ostatnich meczów z powodu kontuzji. W sobotę było jednak widać dość długą przerwę w treningach, bo młody środkowy gospodarzy był tego dnia mało widoczny. W drugiej połowie, praktycznie poza pierwszymi minutami, siedział do końca meczu na ławce. - Odczuwam jeszcze dolegliwość, ale wszystko jest na dobrej drodze, żeby to zrosło się. Wystarczy własna regeneracja, bez żadnej ingerencji z zewnątrz, takiej większej jak operacja. Na razie mam zabiegi i wszystko jest na dobrej drodze - mówił tuż po spotkaniu Karnowski.

PGE Turów Zgorzelec, wygrywając w Tarnobrzegu, powiększył serię zwycięstw do sześciu i potwierdził, że będzie w tym sezonie jednym z głównych faworytów do mistrzostwa. Siarkę Jezioro już niedługo czeka kolejny daleki wyjazd, bo już za cztery dni zagra w Koszalinie z miejscowym AZS.