Roszyk: To jest nawyk
fot. Łukasz Capar

,

Lista aktualności

Roszyk: To jest nawyk

- Przez wiele lat grania w koszykówkę człowiek wyrabia sobie takie odruchy i po prostu je wykonuje - mówi po wygranej Energi Czarnych nad Treflem autor zwycięskiego rzutu Krzysztof Roszyk.

,

Mateusz Bilski: Nie uniknie Pan chyba takich pytań. A więc jak to się robi, czyli wygrywa mecz jednym rzutem?

Krzysztof Roszyk: Każdy widział, jak to wyglądało na parkiecie. To były ułamki sekund, piłka wpadła mi do rąk i nie pozostało mi nic innego, jak rzucić ją w kierunku kosza. Ale tak, jak trener powiedział, całą drugą połowę ciężko pracowaliśmy na to, by te szczęście zaczęło nam sprzyjać i udało się.

Jednak choć wydawało się, że nie ma czasu, zachował Pan spokój. Zdołał Pan jeszcze zrobić zwód, kozioł i złożyć się do rzutu z odchylenia.

- Było jak było (śmiech). Nie chciałbym się teraz zgłębiać, z czego to wynikało. Najważniejsze, że udało nam się zwyciężyć. Mam nadzieję, że tym meczem pokazaliśmy, w jakim kierunku musimy zmierzać, a także jaką energią się wykazywać, by spotkania były dla nas łatwiejsze.

Czy zawodnik w takim momencie w ogóle myśli o tym co robi, czy jego zachowanie jest odruchowe?

- To jest nawyk. Przez wiele lat grania w koszykówkę człowiek wyrabia sobie takie odruchy i po prostu je wykonuje.

W meczu z Treflem wiele dawał Pan drużynie w ataku, choć zawsze angażuje się Pan przede wszystkim w obronę. Czy takie były założenia przedmeczowe, czy może wszystko wynikło po prostu z przebiegu spotkania?

- Dzisiaj każdy zawodnik na boisku chciał dać coś „ekstra” od siebie i to było widać zarówno w obronie, jak i w ataku. Łukasz Koszarek miał w tym meczu problemy z faulami, podobnie, jak i ja, chciałem więc być bardziej agresywny, by zmusić go to tych przewinień, ale nie było to łatwe.

Przez cały mecz bardzo mocno krył Pan wspomnianego Koszarka. Czy w ostatniej kwarcie miał Pan jeszcze siłę do tego, by wciąż pilnować go na całym boisku?

- No tak, troszeczkę byłem zmęczony , mam już przecież swoje lata (śmiech). Chciałem jednak jak najwięcej dać drużynie. Trzeba przyznać, że w tym meczu nikt się nie oszczędzał i to poświęcenie zaprocentowało w decydujących momentach.

Co powiedział Wam trener Adomaitis przed ostatnią akcją Trefla? Mieliście od razu faulować?

- Nie, mieliśmy grać na przechwyt, a dopiero w drugiej kolejności faulować. Jednak ani przechwytu nie było, ani faulu, Trefl nam pomógł i piłka znalazła się na aucie. Wydaje mi się, że to była zasługa właśnie naszej agresywnej obrony.

Czy takie zwycięstwo to jest właśnie to, czego potrzebowali Energa Czarni po wcześniejszych, dość przeciętnych meczach?

- Myślę, że tak. Pokazało to nam, jaką drogą powinno się dążyć do zwycięstwa i teraz powinniśmy to podtrzymywać, poprawiać elementy w których mamy słabości, a nie jest ich mało. Nie oszukujmy się, ten ostatni rzut mógł nie wpaść i bylibyśmy w innych humorach i każdy wytykałby nam błędy, które popełniliśmy. Teraz nikt o nich nie myśli, ale faktem jest, że było ich sporo. Nadrobiliśmy je ambicją, charakterem i wolą walki. Właśnie w tym kierunku musimy zmierzać.

Czy wykonawcą ostatniego rzutu miał być Stanley Burrell, który został zablokowany przez Johna Turka?

- Tak, dokładnie taki mieliśmy plan.

Miał Pan kiedyś taki mecz, w którym przesądził Pan o wygranej swojej drużyny?

- Kiedyś w Polonii Warszawa już mi się zdarzyło i pamiętam, że wygraliśmy.