Hrycaniuk: Przegraliśmy w szatni
fot. Grzegorz Bereziuk

,

Lista aktualności

Hrycaniuk: Przegraliśmy w szatni

- Nasz plan był podobny do tego jaki mieliśmy w poprzednich meczach - mówi po czwartym finałowym meczu skrzydłowy Asseco Prokomu Adam Hrycaniuk.

,

Grzegorz Bereziuk: Po czterech meczach finałowych play-off Tauron Basket Ligi można śmiało powiedzieć, że rywalizacja rozpoczyna się od nowa. W sobotnim meczu Asseco Prokom zdobył w finałowym meczu tylko 48 punktów. Co się stało? Takiego dorobku nie pamiętają chyba najstarsi kibice koszykówki w Polsce.

Adam Hrycaniuk: Wpływ na wynik miała nasza skuteczność w rzutach z dystansu. 2 celne rzuty na 23 próby - nie pamiętam meczu kiedy nam się tak grało. Ale to nie wszystko. Chodzi mi o nasze podejście do meczu. Już chyba w szatni myśleliśmy, że mecz jest wygrany, że Turów się podda. Z tyłu głowy zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale wyszło jak wyszło. 18 zdobytych przez nas punktów w pierwszej połowie wystarczy za komentarz. Turów zagrał w miarę dobrze. Po przerwie staraliśmy się gonić. Skuteczność mieliśmy jednak w dalszym ciągu tragiczną i ta sztuka nie była łatwa do zrealizowania.

PGE Turów zaskoczył Was po słabym meczu numer trzy. Przypomnijmy dzięki świetnej grze w drugiej połowie wygraliście 81:56. W tamtym meczu zespół ze Zgorzelca nie radził sobie pod koszem, a tym razem głównie spod kosza zdobywał kluczowe punkty.

- Nasz plan był podobny do tego jaki mieliśmy w poprzednich meczach. Gramy do środka i na zewnątrz. Dzisiaj się to kompletnie nie udało. Wszyscy nie podeszliśmy do meczu zmobilizowani. Z tego zrodziło się kilka głupich strat. Później zaczęły nam się trząść ręce i pudłowaliśmy z dystansu. Te rzuty były już na miarę rzutów rozpaczy.

W jakimś stopniu fatalna kontuzja Roberta Witki (zerwane ścięgno achillesa) miała wpływ na Waszą porażkę?

- Nie wiemy w chwili rozmowy co dokładnie stało się Robertowi. Wydaję mi się, że nie miało to jednak wpływu na naszą postawę. Wierzę, że z Robertem będzie wszystko ok. Zdarzyły się nam dwie tragedie w jednym dniu. Wracamy do domu i mam nadzieję, że zagramy na takim poziomie, aby wygrać wtorkowy mecz.

Wyobraża Pan sobie podobną sytuację, że znów jesteście kompletnie bezradni. Czy może się to ponownie wydarzyć?

- Wszystko się może wydarzyć. To jest sport, są dwie ambitne drużyny, które chcą zdobyć mistrzostwo Polski. Gorszego meczu w naszym wykonaniu być chyba jednak nie może. Może za to być podobny. Mam nadzieję, że tak się nie stanie. Wszyscy jesteśmy zmotywowani. Trenerzy trzymają nas na duchu i mam nadzieję, że kolejny mecz będzie wyglądał już zupełnie inaczej.

Jak zespół z Gdyni musi zagrać by być o krok od upragnionego złota?

- Przede wszystkim musimy zagrać dobrze w obronie i nie przegrać deski. Później wszystko ułoży się samo - nasi strzelcy i podkoszowi powinni sobie poradzić w ataku. Dzisiaj wprawdzie wygraliśmy deskę, ale z kolei inna statystyka była tragiczna. Wierzę, że się to nie powtórzy.