Szawarski: Nie poddajemy się
fot. figurski.com.pl

,

Lista aktualności

Szawarski: Nie poddajemy się

- Brakowało nam kogoś, kto by w tym meczu pociągnął naszą grę i trafił te najważniejsze rzuty - mówi po przegranej w czwartym meczu półfinału z Asseco Prokomem skrzydłowy Energi Czarnych Wojciech Szawarski.

,

Mateusz Bilski: Po czwartym meczu serii z Asseco Prokomem chyba nie możecie być zadowoleni?

Wojciech Szawarski: Czujemy się tak, jak po każdej porażce, czyli fatalnie. Ale po pierwszym meczu w Słupsku byliśmy znacznie bardziej rozgoryczeni, ponieważ wtedy mogliśmy naprawdę wygrać i czuliśmy, że zwycięstwo po prostu nam uciekło. Po drugim spotkaniu w naszej hali nie ma co się oszukiwać, tego dnia Prokom był lepszy. Graliśmy na 100% naszych możliwości, staraliśmy się ze wszystkich sił, ale się nie udało. Jednak wynik w serii 1:3 w serii do czterech wygranych nie jest niczym przyjemnym i znaleźliśmy się w trudnej sytuacji.

Który moment był według Pana decydujący? Pierwsza kwarta, w której gdynianie od samego początku zbudowali sobie kilkunastopunktową przewagę, czy kilka minut w czwartej części meczu, gdy przy sześciopunktowej stracie przez cztery akcje nie potrafiliście zdobyć punktów?

- Do końca pierwszej połowy musieliśmy gonić naszych rywali, co kosztowało nas bardzo dużo zdrowia. Prokom przez swój świetny początek poczuł się pewnie i wydaje mi się, że później, mimo iż ich doszliśmy, i tak kontrolował mecz. Nasza strefa w ostatniej kwarcie trochę ich zaskoczyła, ale w końcówce i oni nadrabiali swoją obroną. My nie mogliśmy trafić, by przełamać się i dojść gdynian na mniej niż te sześć punktów. Brakowało nam kogoś, kto by w tym meczu pociągnął naszą grę i trafił te najważniejsze rzuty. Ostatnio był to Mantas Cesnauskis, wcześniej Paweł Leończyk, ale teraz nikt nie potrafił zadać Prokomowi tego ciosu, który dałby nam wygraną.

Ale ten cios w końcu padł. Wyprowadził go jednak Daniel Ewing.

- No właśnie. Wiadomym jest, że w takim meczu na styku, na decydujące akcje piłka trafia właśnie do Ewinga, który zawsze bierze odpowiedzialność na swoje barki. My to wiemy i teoretycznie powinniśmy temu zapobiec, a on rzucił z czystej pozycji. Muszę obejrzeć tą akcję jeszcze raz na wideo, bo to chyba ja zawiniłem. Wydaje mi się, że ten rzut Ewing oddał ze strefy, którą ja broniłem. Niestety nic nie słyszałem, nikt nie krzyknął, że ktoś tam jest, nie zauważyłem go i to moja wina. Nie mogę popełniać takich błędów.

Czy na piąty mecz do Gdyni pojedziecie jeszcze z wiarą w awans do finału?

- Dobrze, że teraz mamy ten tydzień przerwy. Dzięki niemu może uda nam się dojść do siebie pod względem mentalnym. Na pewno nie będziemy się poddawać, ponieważ to jest sport, a w koszykówce różne rzeczy już się zdarzały. Pojedziemy tam walczyć.