Szawarski: Połowa planu
fot. figurski.com.pl

,

Lista aktualności

Szawarski: Połowa planu

- Zupełnie niepotrzebnie dopuściliśmy do nerwowej końcówki - mówi po pierwszym ćwierćfinałowym meczu z Polpharmą skrzydłowy Energi Czarnych Wojciech Szawarski.

,

Mateusz Bilski: Wiele osób mówi, że w ostatniej kwarcie zagrał Pan jak koszykarski profesor. Zgodzi się Pan z tym?

Wojciech Szawarski:
Absolutnie nie, ponieważ wszyscy zagraliśmy dobrze i nikogo nie można wyróżnić. Świetnie pracowaliśmy przede wszystkim w obronie, choć nie ustrzegliśmy się kilku błędów. Dopuściliśmy zupełnie niepotrzebnie do nerwowej końcówki, mimo że prowadziliśmy jeszcze w czwartej kwarcie 16 punktami. Ale w ostatnich minutach wszyscy zagraliśmy rozsądnie i dojrzale. Co ważne, wpadały nam ważne rzuty, które oddawaliśmy z dobrych pozycji.

Czyli nie uważa Pan, że były to szczęśliwe rzuty?

- Poza jednym, moim, oddanym przez ręce w ostatniej sekundzie akcji, na pewno nie [śmiech]. Ale jak widać czasami potrzeba też trochę szczęścia.

Polpharma w drugiej połowie potrafiła odrobić straty, głównie dzięki sprawiającej wam sporo kłopotów obronie strefowej.

- W pierwszych częściach meczu w obronie starogardzianie stali nieco inaczej, co skrzętnie wykorzystywaliśmy. Później trzech zawodników Polpharmy pojawiło się bliżej obwodu, świetnie oni sobie pomagali i nasze akcje nie były już przeprowadzane tak, jak byśmy tego chcieli. Ale zwycięzców się nie sądzi.

Rywalizacja między Energą Czarnymi a Polpharmą będzie wyrównana?

 - Wydaje mi się, że nasze drużyny prezentują podobny poziom sportowy. Z pewnością każdy nasz mecz będzie zacięty tak, jak ten pierwszy. Dlatego bardzo się cieszymy, że udało nam się w nim wygrać, ale to dopiero pierwszy krok. Nie cieszymy się więc za bardzo, ten mecz był bardzo ważny, ale musimy wygrać  jeszcze dwa razy. Aby wykonać swój pierwszy plan potrzebujemy zwycięstwa również w sobotę. Później będziemy w bardzo komfortowej sytuacji, mając trzy szanse na zakończenie serii, ale oczywiście nie będzie mowy o żadnym rozluźnianiu się. Nie wybiegamy jednak w przyszłość, mamy świadomość, że w meczu nr 2 będzie znacznie trudniej wygrać, niż w tym pierwszym i skupiamy się na nim.

Przez całe spotkanie mocno Pan walczył z Michaelem Hicksem. Niestety już po zakończeniu spotkania doszło do spięcia między wami. Co się stało?

- Znam się z Michaelem nie od dziś. Prowokował mnie przez cały mecz, ale nie słuchałem go i koncentrowałem się na swojej grze. Jednak jedno co niepotrzebnie zrobił, to jeszcze po meczu kontynuował te zaczepki. Rozumiem walkę na parkiecie, sam do świętoszków nie należę i czasami zawodnicy mogą się prowokować, ale po spotkaniu nie można się tak zachowywać. Nawet fakt rozpoczęcia play-off nie powinien tego tłumaczyć. Musimy się szanować, to jest nasza praca i choć każdy chce wygrać i zrobi wszystko dla zwycięstwa, poza grą trzeba spuścić z tonu.