Maye: Mam tu wielu przyjaciół
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Maye: Mam tu wielu przyjaciół

James Maye po roku przerwy powraca do Tauron Basket Ligi. Na dwa dni przed ligowym debiutem w barwach Zastalu Amerykanin opowiada z kim dzielił pokój w akademiku, próbie dostania się do NBA i piciu... irańskiej herbaty.

,

Kosma Zatorski: Wieczór przed Pana przylotem świat obiegła wieść, że podpisał Pan kontrakt w Argentynie. Jak to w końcu było?

James Maye: Nie podpisałem kontraktu w Argentynie [śmiech]. To już drugi raz w mojej karierze, kiedy słyszę, że podpisałem umowę w tym kraju. Przyznaję, że argentyńscy menadżerowie zabiegali o mnie, ale skończyło się jedynie na rozmowach. To częsty przypadek. Gdy kluby bardzo mocno starają się o jakiegoś gracza, to wypuszczają wiadomość do świata: Mamy go! Zastal był zdecydowany w rozmowach z moim agentem i czekałem tylko na okienko transferowe. Jak widzisz, jestem tutaj!

Co robił Pan przez ostatnie miesiące?

- Byłem na początku sezonu w Australii, ale złapałem kontuzję kciuka. Wróciłem do domu na początku grudnia, odpocząłem kilka tygodni i rozpocząłem rehabilitację. Teraz już nic mi nie dolega, trenowałem indywidualnie i jestem w formie.

W lidze NDBL notował Pan świetne statystyki. Dlaczego nie udało się Panu trafić do NBA?

- Spędziłem na zapleczu NBA dwa sezony. W trakcie pierwszego postanowili mnie sprawdzić San Antonio Spurs, z nimi jednak nie podpisałem kontraktu. Interesowało się mną dużo klubów, ale czasami po prostu trzeba być w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie. Czasami jest tak, że grasz dobrze ale akurat nie ma dla ciebie wolnego miejsca w składzie, czasem grasz gorzej i wtedy miejsce jest. Nie ma co gdybać. Grałem tam dwa lata na dobrym poziomie. Nie udało się, dlatego kontynuuję swoją karierę w Europie. Oczywiście, latem będę chciał korzystać z kolejnej szansy dostania się do NBA.

W ubiegłym sezonie świetnie spisywał się Pan w PBG Baskecie Poznań. Wtedy głośno mówiło się, że powodem odejścia był konflikt z trenerem?

- Niezupełnie. Już mówię jak było. Zmieniliśmy trenera w trakcie rozgrywek i już nie grałem tylu minut co wcześniej. Raz więcej, raz mniej. W tym czasie dostałem bardzo atrakcyjną ofertę z Iranu. Klub nie mógł mi zaproponować takich pieniędzy jak oni. To był okres, kiedy akurat zaczynaliśmy się dogadywać z nowym coachem. Gdybym dostał takie same pieniądze, pewnie bym został. Podobało mi się w Poznaniu.

W takim razie jak było w Iranie?

- Było... jakby to dyplomatycznie powiedzieć... Inaczej? [śmiech]. Tam nie istnieje coś takiego jak rozrywka, więc jedyne co cię tam trzyma to koszykówka.

To co robił Pan w wolnym czasie?

- Nic! Dosłownie nic. Oglądałem mnóstwo filmów, piłem herbatę i chodziłem na treningi. Niewiele tam się dzieje. Jak mówi mój agent, czujesz się jak na wczasach w sanatorium za które ktoś chce jeszcze Ci płacić [śmiech].

Z którą ligą wiążą się najlepsze wspomnienia?

- Kocham ligę grecką. Za każdym razem to powtarzam. To obok ligi hiszpańskiej najmocniejsza liga w Europie. Mają tam jednak mnóstwo problemów finansowych, ale cały czas bardzo ciepło wspominam mój czas w Salonikach. Przypominają mi Poznań. Serio. Dużo miasto, jednak nie największe. To najlepsza sytuacja, bo nadal dostajesz mnóstwo wsparcia ze strony fanów, a poza tym w wolnym czasie masz co robić.

Co zamierza Pan robić, gdy skończy się umowa z Zastalem? Zagra Pan w lidze portorykańskiej?

- Portoryko jest jak wyjazd na wakacje. Na pewno będę o tym myślał podczas lata. Na razie jednak skupiam się na grze w Zastalu. Chcę przyczynić się do wyrobienia marki tego klubu.

Jeżeli spodoba się gra i życie w Zielonej Górze, to chciałby Pan tu zostać na dłużej niż trzy miesiące?

- Dlaczego nie? Na razie podoba mi się tutaj. Podoba mi się organizacja, nasza hala czy klubowy sklepik. Słyszałem, że na meczach jest tutaj 5 tys. ludzi. Musi być fajnie! Rozmawiałem także z Chrisem i Walterem, którzy mają tutaj swoje rodziny i czują się całkiem dobrze. Zielona Góra wydaje mi się takim rodzinnym miastem. Na pewno jeżeli wszystko będzie okej, to będę chciał tu wrócić na kolejny sezon.

Najwięcej znajomych, z tego co wiem, ma Pan w Poznaniu i w Trójmieście?

- To prawda. Ronnie Burrell z Prokomu grał ze mną na uniwersytecie. Podobnie zresztą jak Courtney Eldridge [także Prokom], z którym przez całe studia dzieliłem pokój. Jesteśmy wszyscy we trójkę jak bracia,  znamy się od podszewki, traktuję ich jak część mojej rodziny. Mam też kilku polskich przyjaciół, jeszcze z Poznania. Dobrze znam się z Adamem Waczyńskim i Zbigniewem Białkiem. Poza tym poznałem jeszcze mnóstwo innych ludzi, którzy byli kibicami PBG. Dlatego bardzo się cieszę, że znów jestem w Polsce.