Jankowski: Każdy mecz to inna historia
fot. Sebastian Rzepiel

,

Lista aktualności

Jankowski: Każdy mecz to inna historia

- Staramy się cały czas podnosić naszą grę do następnego poziomu. Założyliśmy sobie, że w każdym meczu chcemy być o parę procent lepsi - mówi Tomasz Jankowski, drugi trener Stelmetu Zielona Góra.

,

Wojciech Kłos: W całym sezonie Stelmet pokazywał świetną grę w ataku, ale momentami wydawało się, że brakowało mocniejszej defensywy. W serii finałowej obrona wygląda znacznie lepiej. Dwukrotnie zatrzymaliście PGE Turów na 65 punktach.

Tomasz Jankowski: Należy się z tego cieszyć. Zdarzały nam się słabsze mecze, jeśli chodzi o obronę. W najważniejszym momencie jednak to zaskoczyło. Brawa dla chłopaków. Mam nadzieję, że tak będzie do końca.

W którym meczu trudniej Stelmetowi było odnieść zwycięstwo? Wydaje się, że pierwsze spotkanie było bardziej wyrównane.

- Każdy mecz to inna historia. Wydawałoby się, że ostatnie spotkanie, w którym przewaga wynosiła ponad 20 punktów, było łatwiejsze. Aczkolwiek trzeba pamiętać, że wyszliśmy z mocnego dołka. W pierwszej kwarcie po kilku fajnych i udanych akcjach straciliśmy możliwość zdobywania punktów. Do tego doszły straty, bo właśnie wtedy było ich najwięcej, a także niedokładność w ataku i w obronie. Podniesienie się z 10 punktów straty na boisku przeciwnika nie jest takie łatwe. Opanowaliśmy emocje, podkręciliśmy obronę i to przyniosło skutek.

Pewną regułą w rywalizacji Stelmetu z PGE Turowem w tym sezonie jest to, że zawsze wygrywają goście. Nie obawiacie się tego przed dwoma meczami w Zielonej Górze?

- Absolutnie nie. Kibice i dziennikarze mogą sobie brać takie statystyczne rzeczy do serca, natomiast ludzie, którzy grają w koszykówkę na poważnie wiedzą, że to nie ma właściwie żadnego znaczenia. Oczywiście – jestem w stanie zrozumieć, że zespół ze Zgorzelca na tym buduje swoją siłę mentalną. Akceptuję to. To może nie mieć jednak żadnego znaczenia.

Po stronie PGE Turowa w ataku słabiej radzą sobie David Jackson i Ivan Zigeranović. Czy ich zatrzymanie to element pewnego planu Stelmetu na tę serię finałową?

- Nie ma żadnego planu. Przygotowując się do serii finałowej wiedzieliśmy, że w zespole trenera Miodraga Rajkovicia jest wielu zawodników, którzy potrafią zdobywać punkty. Wielokrotnie to potwierdzili, wszyscy - od pierwszego po siódmego, ósmego czy nawet dziewiątego zawodnika. Dlatego nie ma żadnego planu i na nikim się specjalnie nie skupiamy. Staramy się cały czas podnosić naszą grę do następnego poziomu. Wszyscy szukają jakiegoś ideału w życiu i w koszykówce również. Założyliśmy sobie, że w każdym meczu chcemy być o parę procent lepsi.

Plusem Stelmetu w tej chwili są także zawodnicy rezerwowi, którzy wnoszą do drużyny coraz więcej. Zbigniew Białek trafił ostatnio wszystkie swoje rzuty.

- Myślę, że dla każdego trenera jest to idealna sytuacja, jeśli w najważniejszym momencie sezonu ktoś wychodzący z ławki daje ten dodatkowy impuls. Przecież w pierwszym meczu świetnie zagrał Mantas Cesnauskis. Walter Hodge także wchodzi z ławki, a zdobył ostatnio kilka punktów z rzędu. Fajnie, że się tak wszystko układa.