Majewski: Złapać pewność siebie
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Majewski: Złapać pewność siebie

- Nikt w wieku 30 lat, jeśli występował wcześniej kilka lat w ekstraklasie, nie zapomina jak się w niej gra. Inne są oczekiwania od konkretnych zawodników w danych klubach. W Starogardzie też są pewne oczekiwania i nadzieje w stosunku do mnie - mówi Łukasz Majewski, skrzydłowy Polpharmy Starogard Gdański.

,

Wojciech Kłos: To Pana trzeci odrębny kontrakt z Polpharmą Starogard Gdański. Dlaczego wcześniej nie zdecydował się Pan podpisać umowy rok po roku?

Łukasz Majewski: Nie oszukujmy się - mam taki zawód, jaki mam. Oferta z Włocławka była naprawdę bardzo konkretna. Nie dość, że konkretna finansowo, to jeszcze Anwil grał wtedy w pucharach. Byłem w takim okresie, w którym człowiek chce spróbować wszystkiego. Pojawiła się też opcja z kadrą. Trzeba było z tego skorzystać. Teraz można to oceniać, czy był to dobry wybór, czy zły. Uważam, że to już jest czas przeszły. Teraz znowu jestem w Polpharmie, czuję się tu dobrze. Rozmowy nie trwały długo, bo znam tutejsze otoczenie. Nigdy nie lubię spędzać wakacji na czekaniu, one są po to, aby odpocząć. Pojawiła się oferta i się na nią zdecydowałem.

W pierwszym Pana sezonie w Starogardzie Gdańskim Polpharma spadała z ekstraklasy, a w kolejnym zdobyła brązowy medal. Jak będzie teraz?

- To trochę niewiadoma. Mamy przed sobą pewien cel. Dla nas minimum to na pewno grać dużo, dużo lepiej niż ekipa w zeszłym roku. Chcemy grać w play-off. I tu trzeba nasze rozważania skończyć. Wiadomo jak to jest w play-off, różnie to bywa. Dopiero jak tam się dostaniemy, to możemy porozmawiać co dalej.

Tak jak Pan wspomniał - po brązowym sezonie w Polpharmie podpisał Pan kontrakt z Anwilem Włocławek i zagrał w reprezentacji Polski. To był spory awans sportowy. Na takim poziomie jeszcze Pan nie grał…

- Na pewno. Tutaj nie tylko górę wzięły pieniądze, ale wszystkie czynniki sportowe. Kolejnym plusem było to, że miałem tylko 150 km do domu - dla sportowców to jest bardzo ważne. Dzień wolny można spędzić z rodziną i nie jest to problem.

Grał Pan w reprezentacji Polski prowadzonej przez trenera Igora Griszczuka w eliminacjach do EuroBasketu 2011. W samej mistrzowskiej imprezie już Pan jednak nie wystąpił.

- Myślę, że miałem wtedy zbyt słaby początek sezonu zasadniczego. W drugiej rundzie troszkę odżyłem we Włocławku i wyglądało to dużo lepiej. Miałem wtedy też mały zabieg w wakacje. Szczerze mówiąc, nie dostałem jednak powołania. Początek sezonu miałem trochę za słaby, żeby się tam dobijać. Trenerzy zawsze oceniają to z perspektywy całego sezonu. Nie weszliśmy też do czwórki z Anwilem, co było zaskoczeniem. Dopiero w drugiej części sezonu zaczęliśmy gonić. Cieszę się jednak z tego, że byłem w kadrze. To nie zdarza się przecież każdemu, pozostają wspomnienia. Cieszę się także z tego, że zdarzyło się to po tym sezonie w Polpharmie, bo uważam, że to był naprawdę super sezon.

No właśnie. Czy wie Pan który sezon był dla Pana najlepszy pod względem osiągnięć statystycznych?

- Czuję, że pewnie ten drugi w Polpharmie.

Dokładnie. Często można usłyszeć opinie, że Łukasz Majewski wrócił do Polpharmy, aby się odbudować. Czuje Pan, że tak właśnie jest?

- Czy muszę się odbudować? Wydaje mi się, że muszę złapać troszkę pewności siebie. Nikt w wieku 30 lat, jeśli występował wcześniej kilka lat w ekstraklasie, nie zapomina jak się w niej gra. Inne są oczekiwania od konkretnych zawodników w danych klubach. W Starogardzie też są pewne oczekiwania i nadzieje w stosunku do mnie. Na początek potrzebuję jednak pewności siebie. Mecze przedsezonowe pokazały, że jest w miarę sensownie. Szkoda tej wpadki w Sopocie, ale uważam to za temat zamknięty i oby do tego nie wracać. Cieszmy się, że zdarzyło się to z Treflem, a nie z taką ekipą, z którą powinniśmy wygrać.

Przez lata gry w polskiej ekstraklasie wyrobił Pan sobie markę zawodnika, który jest zadziorny i charakterny, nigdy się nie poddaje, lubi być liderem. Zgadza się Pan z takimi opiniami?

- Tak. Czasem to boli, że człowiek jest niedoceniany przez innych ludzi za to, że jest takim troszkę innym liderem. Przeważnie ludzie oczekują od lidera, że będzie rzucał 25 punktów i to jest dla nich najważniejsze. Ja jestem raczej liderem mentalnym, do pobudzania, trochę wojownikiem. Taki zawsze byłem - od małego, od podwórka. Tych cech na pewno nie zmienię. Teraz dzięki doświadczeniu można do tego dodać jakieś zdobycze punktowe. W takim zespole jak Polpharma, gdzie nie mamy 12 równorzędnych zawodników, trzeba oczekiwać od podstawowych graczy, aby robili swoje w ataku.

Wracając jeszcze do ostatniego spotkania Polpharmy w Sopocie. Uważa Pan, że ta drużyna potrzebuje Pana punktów? Ten mecz wyraźnie Panu nie wyszedł.

- Na pewno. Mecze sparingowe pokazały, że gdy każdy odegra swoją rolę, to drużyna ma szansę powalczyć o dobry wynik. Nie oszukujmy się, nie będę zdobywał 30 punktów co mecz. Każdy z nas musi dołożyć jakąś cegiełkę. Jestem jednak o to spokojny. Jest jeszcze kilka rzeczy, które musimy podocierać między sobą. Są jeszcze pewne nieporozumienia i to było ostatnio doskonale widać. Pewne rzeczy tłukliśmy na treningach od środy, a w trakcie meczu nie wykonywaliśmy ich w ogóle. To bolało. Jedyny plus jest taki, że gorzej być nie może. Pamiętajmy, że graliśmy z Treflem, czyli zespołem, który mierzy w pierwszą czwórkę, a nawet finał.

W składzie Polpharmy w tym sezonie jest między innymi młody Kacper Radwański. Czy uważa Pan, że może mu pomóc swoim doświadczeniem w rozwoju kariery?

- Uważam, że mamy dwóch bardzo ciekawych graczy - jest Kacper Radwański i Daniel Szymkiewicz. Najważniejsze jest to, że nawet jak się na nich krzyknie, to oni chcą słuchać. To jest ich ogromny plus. W swojej karierze miałem do czynienia z wieloma młodymi graczami. Niestety - niektórzy uważali, że osiągnęli już sporo, tylko dlatego, że trenują w ekstraklasie i nie muszą już niczego słuchać. Myślą, że inny zawodnik nie jest w stanie im niczego podpowiedzieć. Kacper i Daniel chcą słuchać. Wszystko przyjdzie z czasem. Myślę, że w przyszłości liga może mieć z nich pożytek.

W najbliższym meczu gracie z Rosą Radom z Pana rodzinnego miasta. Nigdy nie miał Pan okazji zagrać w radomskim zespole w ekstraklasie. Nie było żadnej oferty przed tym sezonem?

- Nie było oferty. Trener Mariusz Karol, z tego co wiem, miał trochę inną wizję. Chciał zostawić wszystkich Polaków, którzy awansowali do ekstraklasy. Ma też na pozycji 3/4 zawodnika, którego często bierze tam, gdzie idzie - Slavisę Bogavaca. Nie sądzę, żeby trener chciał mieć w zespole dwóch podobnych graczy. Zwykle się bierze innego gracza, aby mieć większy urodzaj w zespole. Ja sam nie naciskałem na to, że chcę grać w Radomiu. Co się wydarzy w przyszłości, to zobaczymy.

Jak Pan ocenia szanse Polpharmy w najbliższym meczu? Rosa to silna drużyna?

- Beniaminek pojechał do Zgorzelca i troszkę ich tam zbili. To trudny teren, a Turów rzucał świetnie za trzy punkty. Nie należę do tego typu ludzi, aby mówić, że wygramy na przykład trzy z czterech najbliższych meczów. Do każdego rywala podchodzę z szacunkiem, bo wiem, że to jest tylko sport. Najważniejsze jest to, aby po meczu spojrzeć w lustro i powiedzieć: „zrobiłeś wszystko”. Na pewno jednak musimy w najbliższym spotkaniu zrobić wszystko, aby dwa punkty zostały w Starogardzie.

Kto według Pana ma największe szanse na wygranie w tym roku Tauron Basket Ligi?

- Mam swojego cichego faworyta. To jest taka trochę niewiadoma. Wolałbym powiedzieć to dopiero po zakończeniu sezonu. Nie wiem, czy mi wtedy ktoś uwierzy czy nie. Wolałbym jednak mojego faworyta nie zdradzać. Porozmawiamy za kilka miesięcy i zobaczymy, czy miałem rację.