Trefl - Asseco Prokom (3): Sopocianie znaleźli rezerwy

,

Lista aktualności

Trefl - Asseco Prokom (3): Sopocianie znaleźli rezerwy

Trefl Sopot zwyciężył z Asseco Prokomem Gdynia 83:57 w trzecim meczu finału Tauron Basket Ligi. Dzięki wygranej sopocianie przerwali serię 11 przegranych z rzędu z zespołem z Gdyni.

,

Wygrana Trefla nie tylko była pierwszą wygraną w finale TBL oraz w historii meczów derbowych z Asseco Prokomem, ale także najwyższym zwycięstwem jednego z zespołów w tych spotkaniach. Dotychczas najwyższa różnica punktów została zanotowana w pierwszym meczu obu drużyn w II fazie rozgrywek sezonu regularnego, kiedy gdynianie zwyciężyli 81:61.

W drużynie z Sopotu wszyscy zawodnicy z pierwszej piątki (zmienionej w porównaniu do poprzednich meczów - bez Łukasza Wiśniewskiego) zdobyli po 10 lub więcej punktów. Jednak na szczególną uwagę zasłużyła postawa Johna Turka i Adama Waczyńskiego, którzy zdobyli odpowiednio 18 i 15 punktów (większość w pierwszej połowie, w której Trefl zbudował aż 17-punktową przewagę nad rywalami). Gospodarze zagrali także zdecydowanie lepiej w porównaniu do poprzednich spotkań pod tablicami, wygrywając rywalizację o zbiórki 41:32 oraz popełnili aż siedem strat mniej od gdynian. Najwięcej punktów dla Asseco Prokomu zdobył Donatas Motiejunas (11).

- Przegraliśmy ten mecz przed meczem, przegraliśmy go mentalnie. Pierwsza piątka wyszła bardzo słaba i to co zawsze było nasza mocną stroną, że rezerwowi wychodzili i uzupełniali braki, dzisiaj też zagraliśmy fatalnie - ocenił Przemysław Frasunkiewicz.

Trener Karlis Muiznieks podchodzący dość konserwatywnie do ustawienia wyjściowej piątki po raz pierwszy od meczu z Anwilem (kiedy kontuzje osłabiły zespół Trefla) zdecydował się na rozpoczęcie meczu z Adamem Waczyńskim oraz Jermainem Mallettem na boisku (bez Wiśniewskiego). W Asseco Prokomie także po raz pierwszy w finałach mecz rozpoczął Przemysław Zamojski. Ustawienie gospodarzy zaskoczyło nieco rywali i dało sopocianom prowadzenie 6:0, a po ośmiu minutach i efektownym wsadzie Waczyńskiego było już 21:11. Bohaterem pierwszej kwarty był jednak Turek. Amerykański środkowy zagrał tak jak zdarzało mu się jeszcze na początku play-off, kiedy dominował w tej części gry. Ostatnią minutę Trefl rozegrał niemal w pełni rezerwowym składem (pozostał jedynie Mallett). Tym razem zmiennicy jednak nie zawiedli i po 10 minutach na tablicy świetlnej widniał wynik 26:14 dla gospodarzy.

- Katastrofalny początek meczu, w ogóle nie weszliśmy w mecz. Od paru dni wszyscy lansowali teorię, iż jest po finałach, jest 4:0 - chyba bardzo skutecznie. Dzisiaj w szatni powiedziałem, że medale nam bardzo przeszkadzały i to od samego początku - powiedział po meczu trener Andrzej Adamek.

Po niemal czterech minutach drugiej kwarty w zespole Trefla dwójka środkowych miała już po trzy faule, jednak to trener Adamek zdecydował się poprosić o przerwę, gdyż jego drużyna przegrywała 35:16 z sopocianami grającymi bez swoich liderów. Jedyne punkty w tym fragmencie gry dla gości zdobył Adam Hrycaniuk. Po obniżeniu składu, grając z Marcinem Stefańskim na pozycji środkowego, gospodarze nie zwalniali, a nominalny skrzydłowy nie tylko dobrze radził sobie w defensywie, ale zdobył także cztery punkty i wywalczył kilka piłek na atakowanej tablicy. Dzięki temu po 17 minutach sopocianie ciągle utrzymywali wysoką przewagę. Na 15-minutową przerwę schodzili prowadząc 47:30, po udanych akcjach Waczyńskiego, który w sumie uzbierał 13 punktów.

- Zagraliśmy bardzo dobry mecz, od początku graliśmy agresywnie zarówno w obronie jak i w ataku. Kontrolowaliśmy mecz przez pełne 40 minut, wszyscy gracze wchodzący na parkiet pomagali zespołowi - powiedział Karlis Muiznieks.

15-minutowa rozmowa z trenerem Adamkiem nie pomogła jego drużynie - gdynianie ciągle mieli problemy w obronie i podobnie jak na początku meczu stracili sześć kolejnych punktów. Niemoc gości przerwał dopiero Piotr Szczotka zdobywając swoje pierwsze punkty spod kosza. Przez kolejne minuty niemoc Asseco Prokomu uwidoczniała się jednak coraz bardziej, co najlepiej było widać po skuteczności w rzutach za dwa punkty. W momencie w którym przewaga sopocian przekroczyła 30 punktów, gospodarze mieli ich o 13 więcej od rywali (67% - 35%). Ta przewaga wynikała także ze zdecydowanie lepszej postawy na atakowanej tablicy, gdzie Trefl miał aż 10 zbiórek.

Przed ostatnią kwartą gospodarze mogli już być niemal pewni nie tylko tego, że w końcu przerwą 11-meczową serię porażek, ale co ważniejsze odniosą pierwsze zwycięstwo w tegorocznych finałach. Decydujące 10 minut rozpoczynali prowadząc 69:42, czyli już mieli więcej zdobytych punktów niż w drugim przegranym meczu w Gdyni. Rywale nie zdołali zmniejszyć w znaczący sposób przewagi i w końcówce trener Muiznieks dał szansę do debiutu w finałach Kacperowi Stalickiemu, Davidowi Brembley'owi oraz Wojciechowi Frasiowi, a sopocianie ostatecznie wygrali 83:57.

- Niezmiernie mnie cieszy to pierwsze zwycięstwo, bo razem z trenerem jesteśmy tu od początku i udało nam się dzisiaj pokonać Prokom i może pozbyć tego kompleksu, który mieliśmy - stwierdził Marcin Stefański.

- Rozumiemy, że to tylko jeden mecz i on nic nie znaczy. Musimy zachować skupienie, wiemy że Prokom to bardzo dobra drużyna z bardzo szeroko rotacją i trenerami. Musimy zagrać tak samo w następnym meczu - zakończył trener Karlis Muzinieks.