Lewandowski: Po pierwsze budżet
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Lewandowski: Po pierwsze budżet

- Będę powtarzał jak mantrę - do wszystkiego potrzebna jest wiedza o budżecie. Dopiero wiedząc jakimi pieniędzmi będziemy dysponować, dokonamy wyboru trenera, przedstawimy mu jakie koszty może przeznaczyć na budowę zespołu i wtedy do tego przystąpimy - mówi prezes Anwilu Włocławek Arkadiusz Lewandowski.

,

Jacek Seklecki: Anwil Włocławek zajął piąte miejsce w rozgrywkach Tauron Basket Ligi 2011/2012. Jak ta lokata odbierana jest w klubie?

Arkadiusz Lewandowski: Wcześniej twierdziłem, że ten zespół stać na osiągnięcie półfinału. Istniały pewne przesłanki, które pozwalały tak myśleć i wierzyć w osiągnięcie tego pułapu. Próbowaliśmy walczyć, ale dwie bardzo dotkliwe porażki w ćwierćfinale z PGE Turowem Zgorzelec sprawiły, że to wszystko nie wyglądało zbyt dobrze. Z drugiej strony wygraliśmy pierwsze spotkanie tej serii, walczyliśmy w czwartym, bardzo widowiskowym meczu. PGE Turów to mocny przeciwnik, który okazał się lepszy. Nasze apetyty, a także naszych kibiców, były dużo wyższe niż ćwierćfinał, stąd absolutnie nie jesteśmy usatysfakcjonowani odpadnięciem na tym etapie play-off. Dodatkowo przez cały sezon dość dużo się działo w klubie. Było kilka zmian personalnych i widocznie na tyle, czyli na piąte miejsce, było stać nasz zespół.

Przed fazą play-off mówił pan, że najważniejsze to osiągnąć satysfakcję kibiców. W tym przypadku chyba nie ma o tym mowy.

- Dokładnie tak. Satysfakcja kibiców bierze się z tego, że zespół gra widowiskowo, prezentuje ciekawe zagrania, zawodnicy żyją koszykówką na boisku i kibice mają radość z oglądania basketu na żywo. To jest jedna część, a druga dotyczy oczywiście końcowego wyniku. Jeżeli ten byłby okazały, nawet mimo słabszych występów w trakcie sezonu, a te zdarzały się jak np. na otwarcie rozgrywek w meczu z ŁKS Łódź, wówczas i kibic byłby usatysfakcjonowany. Niestety, nie było jednego i drugiego, stąd niezadowolenie naszych fanów. Apetyty były wyższe, a sezon zakończył się jak zakończył.

W którym miejscu dopatrywałby się pan błędów lub przyczyn tylko piątego miejsca w TBL Anwilu i braku awansu do półfinału?

- Mnie jest bardzo ciężko odpowiadać na takie pytanie, bowiem w klubie pracuję właściwie od końcówki marca. Dosyć niezręcznie jest oceniać decyzje z początku sezonu, a tym bardziej mówić o tym, na co kompletnie nie miało się wpływu, bowiem zwyczajnie nie było się wcześniej pracownikiem klubu. Niemniej jednak każdy obserwator koszykówki ma swoje zdanie i przemyślenia na ten temat. Mnie się wydaje, że w trakcie rozgrywek było trochę za dużo różnych zawirowań. Może zabrakło także większego zaangażowania, co zresztą w pewnym momencie dosyć dobitnie zasygnalizowali kibice w Hali Mistrzów. Wiele rzeczy złożyło się na taki wynik.

Co o kolejnym sezonie bez medalu sądzi główny sponsor klubu? Rozmawiał pan z szefami Anwilu S.A.?

- Oczywiście nikt nie jest usatysfakcjonowany takim wynikiem zespołu, ale chciałbym podkreślić, że nasz główny sponsor jest poważnym i stabilnym partnerem, który wykazuje zrozumienie dla pewnych sytuacji. Nikt nie robi z takiego wyniku tragedii, ale o satysfakcji również nie ma mowy. Będziemy rozmawiać z przedstawicielami strategicznego sponsora i z tych rozmów wyciągać, mam nadzieję dobre, wnioski.

Dwa lata temu prezes Zbigniew Polatowski informował o podpisaniu trzyletniej umowy z Anwilem S.A. Może pan potwierdzić, że klub nadal będzie w takim samym stopniu wspierany przez głównego sponsora i ten trzeci rok obowiązywania umowy będzie kontynuacją dwóch poprzednich?

- Nie mam żadnej wiedzy o tym, aby tej kontynuacji miało nie być. Umowa z naszym głównym sponsorem jest trzyletnia i będzie obowiązywała jeszcze przez półtora roku, czyli do końca 2013. Anwil S.A. od lat jest wielkim mecenasem naszej włocławskiej koszykówki. Pozwala na kontynuowanie rozgrywek na dobrym poziomie w naszym mieście, stąd ogromne ukłony dla władz firmy, że przez tyle lat wykładają naprawdę duże pieniądze na sponsoring naszego klubu. Ogólnie patrząc, firma Anwil S.A. jest chyba jednym z najstabilniejszych i najdłużej funkcjonujących sponsorów w polskiej koszykówce. To sprawia, że jestem spokojny o naszą współpracę, która pozwoli nam w dalszym ciągu prowadzić klub na dobrym poziomie w kolejnym roku.

Czy uważa pan, że za ten wynik, czyli brak awansu do półfinału, można rozliczać trenera Krzysztofa Szablowskiego, czy jednak fakt, iż prowadził on zespół zaledwie w drugiej części rozgrywek, nie budował go, nie tworzył powoduje, że tej odpowiedzialności nie ponosi?

- Właściwie w swoim pytaniu zawarł już pan odpowiedź. Krzysztof Szablowski przejął zespół niewiele wcześniej, nim ja pojawiłem się w klubie. Trudno jest więc rozliczać trenera, który musiał pracować z zespołem już ukształtowanym przez innego szkoleniowca, bez żadnej możliwości rotacji lub zmian wśród zawodników. Czasu było bardzo niewiele od momentu objęcia zespołu do zamknięcia okienka transferowego. To sprawia, że ta odpowiedzialność za wynik rozkłada się inaczej, aniżeli w przypadku, gdyby to on decydował o konstrukcji tej drużyny. Wcześniej był asystentem głównego trenera, do którego należało ostateczne zdanie. To tak jak w moim przypadku. Gdyby ktoś z moich współpracowników w administracji chciał podjąć jakąś ważną i wiążącą decyzję dla funkcjonowania klubu to i tak ostatecznie ta decyzja obciąża mnie. W przypadku trenera Szablowskiego było podobnie.

Trener Krzysztof Szablowski przedstawił już swój raport sezonowy, w którym niejako rozliczył się ze swojej pracy? Gdzie on zauważał błędy?

- Tak, trener Szablowski przedstawił dosyć sporej objętości dokument, w którym opisał sezon, pokazał swoje wnioski i myślę, że jest to ciekawa lektura. Myślę, że będzie ona nauką dla wszystkich jeśli chodzi o budowanie zespołu.

W pana opinii zasłużył na powierzenie mu tworzenia swojej własnej drużyny na przyszły sezon, czy jednak brakiem konkretnego wyniku przekreślił swoje szanse?

- Na pewno nie mówiłbym tutaj o jakimkolwiek przekreślaniu szansy. Kwestia wyboru szkoleniowca na sezon 2012/2013 będzie dyskutowana w najbliższym czasie. Dopiero po przeanalizowaniu wszelkich za i przeciw, po rozliczeniu minionego sezonu będzie można podjąć tę kluczową decyzję. Na tę chwilę nic konkretnego nie można jeszcze powiedzieć.

W takim razie kiedy możemy spodziewać się wyboru trenera, bowiem to powinno być kwestią priorytetową.

- Najpierw musimy zamknąć sezon, który dla nas dobiegł już końca. Pracujemy też nad planem budżetu na nowe rozgrywki. Na tym to polega i osobiście nie wierzę, że jakikolwiek klub ma przygotowany budżet w stu procentach już tuż po zakończeniu poprzedniego sezonu. Dopiero gdy będziemy mieć dostateczną wiedzę w kwestii budżetu, będziemy mogli negocjować z trenerem, proponować mu konkretne sumy na zawodników i planować wizję zespołu na nowy sezon.

Można mówić o szansach trenera Krzysztofa Szablowskiego na pozostanie pierwszym szkoleniowcem Anwilu?

- Oczywiście, że tak, bowiem Krzysztof Szablowski jest w klubie od wielu lat, pracował jako asystent z wieloma znakomitymi trenerami. Teraz przez krótki czas był pierwszym szkoleniowcem, dlatego jak najbardziej jego kandydatura również będzie przez nas rozpatrywana. Niemniej jednak wszystko rozstrzygnie się dopiero w ciągu kilku najbliższych tygodni.

Rozpoczęcie kontraktowania zawodników na przyszły sezon będzie miało miejsce dopiero po wyborze nowego trenera?

- Zdecydowanie - to jest naturalna kolej rzeczy. Ale będę powtarzał jak mantrę - do wszystkiego potrzebna jest wiedza o budżecie. Tak, jak już wcześniej mówiłem - dopiero wiedząc jakimi pieniędzmi będziemy dysponować, dokonamy wyboru trenera, przedstawimy mu jakie koszty może przeznaczyć na budowę zespołu i wtedy do tego przystąpimy. Jasnym jest też fakt, że trener będzie musiał na pewne okoliczności się zgodzić - mam tu na myśli współpracę z zawodnikami, którzy mają kontrakty wieloletnie.

Jakich zawodników ma pan na myśli?

- Takich kontraktów tak naprawdę jest niewiele. Opcje współpracy w kolejnym sezonie dotyczą Seida Hajricia, Łukasza Majewskiego i młodszych koszykarzy. Natomiast pozostali gracze polscy oraz żaden z Amerykanów, którzy grali dla naszego zespołu w minionym sezonie nie mieli takich zapisów w kontrakcie, które decydowałyby o ich grze w Anwilu w przyszłych rozgrywkach. Nie przeszkodziło to jednak w przeprowadzeniu niezobowiązujących rozmów dotyczących ich przyszłości w naszym klubie.

Przyszły skład będzie w pełni zależał od szkoleniowca, czy pan będzie chciał mieć na to jakiś wpływ? Oczywiście poza pilnowaniem budżetu.

- Uważam, że szef klubu musi mieć wpływ na to, co dzieje się w zespole i to jest sprawą oczywistą. Jednak to na pierwszym szkoleniowcu będzie leżała odpowiedzialność budowy takiego zespołu, który spełni cele założone przed sezonem. To on będzie osobą kluczową. Nie może być jednak tak, że wszelkie jego decyzje będą poza wpływem klubu. Musimy działać na zasadzie pełnej współpracy, rozmów, analizy wszelkich za i przeciw. Nie chciałbym, aby nowy szkoleniowiec dostawał zbyt wielu koszykarzy niejako w pakiecie, ale oczywistym jest, że to trener będzie miał decydujący wpływ na budowę zespołu.

Po objęciu stanowiska prezesa klubu mówił pan o chęci gry w europejskich pucharach. Jak sprawa ma się w tej chwili?

- Znów wszystko sprowadza się do budżetu. Dla mnie występy w europejskich pucharach są bardzo ważne. Anwil przez wiele lat rywalizował z klubami zagranicznymi i dzięki temu zbudował swoją wielką markę. Włocławski klub jest ważny na koszykarskiej mapie Polski, ale przez całe lata reprezentował nasz kraj w Europie. Tak jak powiedziałem wcześniej - budżet jest tym wyznacznikiem, który spełnia najważniejszą rolę. Jeśli pieniądze na to pozwolą, moi szefowie będą za tym, a zbudowany skład będzie dawał nadzieje na równorzędną rywalizację na Starym Kontynencie, wówczas będziemy się o to starać. Teraz za wcześnie o tym mówić. Osobiście moją wielką wolą jest gra w europejskich pucharach, tym bardziej, że teraz niewiele klubów, z różnych przyczyn, w ogóle chce w nich grać.

Poziom drużyny jest tutaj chyba równie ważny. Czyli zagrać, ale i pokazać dobrą grę.

- Dokładnie. Nie chcemy być chłopcem do bicia na arenie międzynarodowej i jeżeli zagramy to chcielibyśmy odegrać jakąś rolę w danych rozgrywkach. Występy w Europie to nauka dla nas, dla trenerów i zawodników, a także dodatkowa satysfakcja dla kibiców, a o tą będziemy zabiegać z całych sił. Dlatego udział dla samego udziału nikomu nie da satysfakcji.