Trefl - Śląsk (1): Niespodzianka na początek

,

Lista aktualności

Trefl - Śląsk (1): Niespodzianka na początek

Śląsk zwyciężył w pierwszym meczu ćwierćfinału z Treflem Sopot 86:78. Wrocławianie stali się tym samym pierwszą drużyną, która dwukrotnie pokonała sopocian w tym sezonie, z kolei gospodarze przegrali już drugi mecz w Hali 100-lecia.

,

Śląsk Wrocław sprawił wielką niespodziankę pokonując w pierwszym meczu play-off faworyta rywalizacji do trzech zwycięstw - Trefla Sopot. Trener Miodrag Rajković kolejny raz w tym sezonie potrafił zaskoczyć swoich rywali rozwiązaniami taktycznymi przygotowanymi na to spotkanie. Wrocławianie zagrali zupełnie inaczej niż w zwycięskim meczu w sezonie zasadniczym, zdecydowanie przyspieszając swoją grę. Efektem tego były nie tylko dobre pozycje do rzutów z dystansu (w szczególności w drugiej kwarcie wygranej 29:17, kiedy trafili aż pięć razy), ale przede wszystkim liczne kontrataki oraz rozbijanie defensywy rywali podaniami między wszystkimi zawodnikami Śląska.

Mimo bardzo dobrej gry gości i nawet 18-punktowego prowadzenia Śląska w trzeciej kwarcie sopocianie mieli szansę na zwycięstwo w samej końcówce. Jednak złe decyzje i zbytni pośpiech w kilku ostatnich akcjach, kiedy gospodarze zbliżyli się do rywali na tylko dwa punkty przesądziły jednak o niespodziewanej przegranej 78:86. - Śląsk zagrał bardzo skutecznie, wygrał zbiórki i narzucił nam styl swojej gry - stwierdził po meczu Filip Dylewicz. - Sopocka hala ewidentnie nam nie pasuje i nie jest to obiekt szczęśliwy dla naszego zespołu, cieszę się, że wracamy do Ergo Areny - dodał kapitan sopocian.

Śląsk zaimponował w walce pod tablicami wygrywając w tym elemencie 36:28. Do takiego wyniku przyczyniła się walka wszystkich zawodników ekipy gości, ponieważ najlepszy zbierający w zespole z Wrocławia miał pięć zbiórek. Najlepszym strzelcem Śląska był Robert Skibniewski, który zdobył 20 punktów oraz zanotował osiem asyst (wszystkie w pierwszej połowie). Aleksandar Mladenović oraz Slavisa Bogavac dorzucili odpowiednio 18 i 17 punktów, a Adam Wójcik, który nie wystąpił w ostatnich meczach z powodu urazów miał 11 punktów. 42-letni zawodnik pomógł swojemu zespołowi w samej końcówce trafiając ważny rzut, kiedy rywale niebezpiecznie zbliżyli się do gości. Dla Trefla 20 punktów zdobył Filip Dylewicz, a 18 oraz 10 zbiórek miał John Turek.

- Grając z takimi zawodnikami jak Adam Wójcik czy Robert Skibniewski jesteśmy zobowiązani do tego, by grać na poważnie od początku do samego końca i dziś to zrobiliśmy, jednak to jest play-off i musimy się martwić by wygrać trzy mecze, gdyż pierwsze zwycięstwo nic nie znaczy - powiedział po meczu trener Śląska Miodrag Rajković.

Dość nieoczekiwanie rozpoczęło się spotkanie pomiędzy zdecydowanym faworytem tego ćwierćfinału - Treflem a Śląskiem. Po pierwszych akcjach i punktach Grahama goście prowadzili 6:0. Twarde obręcze w Hali 100-lecia odczarował dla sopocian John Turek, jednak po pięciu minutach gry i braku poprawy w grze obronnej swojego zespołu Karlis Muiznieks zdecydował się poprosić o przerwę. Gospodarze stopniowo zaczęli odrabiać straty i od wyniku 8:16 doprowadzili do 19:20 na koniec pierwszej kwarty. Trefl miał nawet okazję na objęcie prowadzenia ale w ostatniej akcji Łukasz Wiśniewski popełnił błąd kroków.

To co nie udało się w pierwszej części nastąpiło zaraz na początku drugiej kwarty. Dylewicz wyprowadził swój zespół na pierwsze w tym meczu prowadzenie (21:20). Kiedy wydawało się, że sopocianie znaleźli sposób na ambitnie grających rywali, wrocławianie rozpoczęli kanonadę z dystansu. Rzuty za trzy przyniosły im sukces w listopadowym meczu w Ergo Arenie z Treflem, dały pozytywne efekty także w Hali 100-lecia. We wspomnianym meczu najlepiej radzili sobie Qa'rraan Calhoun oraz Akselis Vairogs. W play-off Śląsk nie może już liczyć na tych graczy (odejście z zespołu i kontuzja), ale znaleźli się zastępcy - Robert Skibniewski, Slavisa Bogavac oraz dość nieoczekiwanie Aleksandar Mladenović (zero na sześć z dystansu w sezonie regularnym) trafili aż sześć z siedmiu trójek swojej ekipy. Na 15-minutową przerwę podopieczni trenera Rajkovicia schodzili prowadząc 49:36.

- Chciałbym pogratulować Śląskowi wygranej w pierwszym meczu, grali bardzo dobrze w drugiej kwarcie w której zdobyli 29 punktów, a my nie graliśmy za dobrze w szczególności w obronie - stwierdził trener Karlis Muiznieks.

Początek drugiej połowy rozpoczął się podobnie jak początek meczu - sześciopunktowa serią Śląska przerwana jedynie jednym celnym rzutem wolnym Turka, co pozwoliło gościom wyjść na najwyższe prowadzenie w spotkaniu (55:37). Wysoka przewaga utrzymywała się przez większość kwarty, jednak nie wiązała się już z bardzo dobrą grą gości, a raczej niemocą ofensywną Trefla. Widać to było choćby po liczbie asyst rozgrywającego Śląska - Skibniewski w pierwszej połowie miał aż osiem kończących podań, podczas gdy w trzeciej kwarcie nie zanotował ani jednego takiego podania. W końcówce tej części meczu, głównie za sprawą Turka oraz trafieniom z dystansu Adama Waczyńskiego i Łukasza Koszarka udało się nieco Treflowi zniwelować straty i do decydującej części meczu przystępować z "tylko" 10-punktową stratą (58:68).

Początek czwartej kwarty to dobra gra w obronie Trefla, która wymuszała rzuty z dystansu rywali, z dużo mniej dogodnych pozycji niż we wcześniejszych fragmentach meczu. Brakowało jednak zespołowi, który prowadził na parkiecie Koszarek, cierpliwości w ataku. Sopocianie wiele ze swoich akcji kończyli stratami po zbyt szybkim podaniu albo rzucie z nieprzygotowanej pozycji. Jeszcze trzy minuty przed końcem meczu wrocławianie utrzymywali swoja przewagę. W momencie kiedy Skibniewski trafił z dystansu wydawało się, że sopocianie nie zdołają już zbliżyć się do rywali. Jednak po między innymi dwóch trójkach Waczyńskiego i Wiśniewskiego gospodarze zbliżyli się na zaledwie dwa punkty. Ostatnie minuty, które były nie tylko walką na boisku, ale także rywalizacją trenerów, którzy w tym fragmencie wykorzystali aż pięć przerw lepiej zostały wykorzystane przez wrocławian. Sopocianie w kolejnych akcjach wybierali złe rozwiązania w ofensywie, a rywale mogli liczyć na skutecznie wykonywane rzuty wolne po szybkich faulach rywali i ostatecznie zwyciężyli 86:78.

- Zagraliśmy bardzo słabe zawody i na pewno nasza postawa nie była zadowalająca dla kibiców, trenerów ale chyba najbardziej nas samych. Zawody powinniśmy schować do kartoteki i zakopać pod ziemią - zakończył Filip Dylewicz.

- Z jednej strony cieszymy się ze zwycięstwa, z drugiej strony trzeba szybko o nim zapomnieć, gdyż rywalizacja toczy się do trzech zwycięstw. Przyjechaliśmy tutaj się sprawdzić, jesteśmy rozstawieni z siódmego miejsca i gramy dla siebie i kibiców. Chcemy sprawdzić czy zasługujemy na grę w tych play-off - dodał Robert Skibniewski.