Bekier: Nie dać za wygraną
fot. Arkadiusz Sondej

,

Lista aktualności

Bekier: Nie dać za wygraną

- Nie widzę innego wyjścia jak tylko walczyć do samego końca, na wszelkie możliwe sposoby i uratować koszykówkę w Poznaniu - mówi po zakończeniu sezonu prezes PBG Basketu Poznań Adam Bekier.     

 

,

Maciej Szulejewski: Na wstępie trzeba powiedzieć, że nie spotykamy się w najprzyjemniejszym dla Pana okresie. Ciągle trwa walka o przetrwanie PBG Basketu Poznań. Niedawno mówił Pan, że klub nie zamierza się poddawać. To nadal aktualne?

Adam Bekier: Oczywiście, że tak. Robimy wszystko, żeby koszykówka w Poznaniu przetrwała. Cały czas - jeśli można użyć literackiej metafory - przyświeca nam myśl Johna Miltona z “Raju utraconego”: “Nie wszystko jeszcze stracone, wola nieskruszona(...)/Śmiałość, co każe, by się nie poddawać(...)/Nie dać się zdeptać.” Nie widzę innego wyjścia jak tylko walczyć do samego końca, na wszelkie możliwe sposoby i uratować koszykówkę w Poznaniu.

Patrząc na mijające rozgrywki, zaryzykuję stwierdzenie, że były one najtrudniejsze w Pana dotychczasowej karierze.

- Zdecydowanie tak. Nie chodzi już nawet o kwestie finansowe czy samego budżetu, tylko nagłego wycofania się sponsora na bardzo znaczącą kwotę, którą tak naprawdę mieliśmy już zaplanowaną w naszych kosztach. Pomijając kwestię szukania oszczędności na bieżąco, nagle znaleźliśmy się w sytuacji dużej dziury budżetowej, z którą musieliśmy sobie poradzić. Takie wydarzenia nie należą ani do łatwych, ani do przyjemnych.

Domyślam się, że moment, w którym trzeba było ogłosić odejście z zespołu Damiana Kuliga, zapamięta Pan na długo.

- Nie ukrywam, że sama decyzja czy pozwolić na odejście Damianowi była dla mnie osobiście bardzo trudna. Wiązałem z tym zawodnikiem bardzo duże nadzieje. Wokół Damiana chcieliśmy budować w przyszłym sezonie zespół. Jest to chłopak o ogromnym potencjale. Niestety życie pokazało, że czasami trzeba podejmować trudne, wręcz bolesne decyzje.

Pomimo trudnej sytuacji, w mojej opinii, nie był to sezon stracony. Czy któreś wydarzenie przyniosło Panu wyjątkową satysfakcję?

- Pierwszym wydarzeniem, które przychodzi mi do głowy, jest wyjazdowe zwycięstwo z wicemistrzem Polski PGE Turowem Zgorzelec. Wówczas sprawiliśmy naprawdę ogromną niespodziankę. Powiedziałbym wręcz sensację, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę potencjał obu drużyn. Dodatkowym smaczkiem był oczywiście fakt naszej zeszłorocznej rywalizacji w ćwierćfinale Tauron Basket Ligi. Drugą rzeczą, która przychodzi mi na myśl, są poznańscy kibice. Obecny sezon pokazał, że Poznań może być miastem koszykówki. Kibice przychodzą w stałej liczbie, niezależnie od wyników, a jakość dopingu ciągle rośnie. W dodatku nasze styczniowe spotkania rozgrywane w Arenie pokazały, że PBG Basket naprawdę jest w stanie przyciągać tłumy na trybuny. W perspektywie kolejnych sezonów to naprawdę napawa optymizmem.

Nie ma co ukrywać, że przed startem obecnych rozgrywek skład PBG Basketu był praktycznie w całości anonimowy. Niewielu ekspertów wróżyło drużynie sukces. A Pan? Jaki cel postawił Pan zespołowi?

- Walczyliśmy o awans do fazy play-off. Uważam, że tak naprawdę do sukcesu zabrakło kilku wygranych spotkań. Być może zabrakło jednego doświadczonego koszykarza więcej? A może po prostu zabrakło boiskowego cwaniactwa? Jednak i tak trzeba powiedzieć, że w kontekście tego, co prognozowano nam przed sezonem, jest naprawdę dobrze. Wiele razy słyszałem, że stać nas na maksymalnie jedną czy dwie wygrane. Okazało się jednak, że udało się wygrać tych spotkań zdecydowanie więcej i zająć bezpieczną pozycję w tabeli ligowej. 

Poznańscy kibice bardzo doceniają fakt, że w zespole pojawili się koszykarze związani z Poznaniem. Jest Tomasz Smorawiński, Mateusz Bartosz czy młodzi koszykarze z PBG Basketu Junior. Któryś z nich wywarł na Panu szczególne wrażenie?

- Zdecydowanie najbardziej spektakularnym występem był mecz Jakuba Nowaka ze Śląskiem Wrocław. Podczas tego spotkania Kuba na bardzo wysokim procencie trafił aż sześć rzutów za trzy punkty, zdobywając ich w sumie ponad 20. Publiczność zareagowała bardzo żywiołowym dopingiem, co oczywiście bardzo pomogłu całemu zespołowi.

Zakładając, że wszystko pójdzie po myśli klubu, wybiegnijmy trochę w przyszłość. Których graczy z obecnego składu widziałby Pan w kolejnych rozgrywkach?

- W tej chwili jest jeszcze za wcześnie na takie rozważania. Sezon zakończył się dopiero w zeszłym tygodniu. Trzeba usiąść i na spokojnie przeanalizować całe rozgrywki. Trzeba ocenić graczy pod względem zaangażowania, formy i potencjału. Musimy wiedzieć, co dany zawodnik może zaoferować nam, a co my jemu. Dlatego bardzo proszę, aby takie pytanie pojawiło się najwcześniej za dwa-trzy tygodnie.

W sezonie 2010/2011 do końca walczyliście o awans do strefy medalowej. W obecnych rozgrywkach PBG Basket szybko stracił szansę na awans do play-off. To był upadek z dość wysokiego konia. Czy ciężko było się odnaleźć w nowej rzeczywistości?

- Powiedziałbym, że było to nowe doświadczenie. W poprzednim sezonie zabrakło nam jednego zwycięstwa ze Zgorzelcem do tego aby znaleźć się w półfinale. W tym sezonie, tak jak Pan to określił, już od jakiego czasu nie walczyliśmy o konkretną stawkę. Aczkolwiek biorę również pod uwagę fakt, że wynikało to z takiego, a nie innego systemu rozgrywek. Gdyby przyjęto system play-out, albo gdyby zachowano system spadkowy z ligi, zespoły z dołu tabeli do samego końca walczyłyby o utrzymanie.

PBG Basket miał w tym roku w swoim składzie dużo młodych i perspektywicznych zawodników. Okazało się, że większość z nich już teraz jest gotowa do gry na poziomie ekstraklasy. Czy taka koncepcja budowy składu, opartego na młodych Polakach, ma szansę przyjąć się na polskich parkietach?

- Uważam, że stawianie na młodych Polaków to absolutna podstawa. Takie budowanie składu oraz powiązanie z mądrym systemem szkolenia może mieć tylko pozytywne skutki. Młodzi Polacy muszą dostawać szansę gry, bo tylko wtedy stają się lepszymi zawodnikami. Jeżeli tak się będzie działo, to w reprezentacji będzie większa konkurencja, co automatycznie przełoży się na jej wyniki. A tylko sukces reprezentacji może pociągnąć całą dyscyplinę do przodu. Mamy przykład siatkówki czy piłki ręcznej. Te dyscypliny bardzo zyskały względem koszykówki w ostatnich latach, a oczywiście im lepiej będzie się miała cała dyscyplina, tym więcej zyskają na tym wszystkie kluby.

Wiemy, że klub robi wszystko aby przetrwać i przystąpić do następnego sezonu. Kiedy jednak kibice mogą spodziewać się konkretnej informacji czy klub przystąpi do rozgrywek?

- Na pewno do 16 lipca 2012 roku - czyli ostatecznej daty zgłoszenia się do rozgrywek Tauron Basket Ligi.

Od kogo to teraz zależy? Może od władz miasta?

- Tak naprawdę największy wpływ na przyszłość klubu mają wszyscy ludzie zaangażowani w jego życie. I nie mam tu na myśli pracowników PBG Basketu ale przede wszystkim kibiców i wszystkich ludzi, którym leży na sercu poznańska koszykówka. Doskonale widać to na przykładzie strony “Ratujmy męską koszykówkę w Poznaniu”, którą polubiło już ponad 1300 osób. W obecnej sytuacji każdy głos się liczy. Sponsorzy widzą, że jest marketingowy potencjał, a władze miasta, że w tym mieście koszykówka ma swoje miejsce. Tak naprawdę męska koszykówka to drugi sport w Poznaniu. Zaraz po piłce nożnej. 

Co rusz powraca propozycja połączenia się z Lechem Poznań. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?

- Marka Lech jest bardzo mocną marką. Wszyscy pamiętamy koszykarskie sukcesy Lecha jeszcze z Gienkiem Kijewskim z przełomu lat 80 i 90. Wydaje się to być naturalnym kierunkiem rozwoju. Prowadzimy takie rozmowy od jakiegoś czasu. Taki był zresztą zamysł, kiedy 4 lata temu przystępowaliśmy do ekstraklasy. Natomiast ze strony klubu piłkarskiego dużego entuzjazmu nie było. Mam jednak nadzieję, że tak się stanie, ponieważ z jednej strony pomogłoby to oczywiście nam jako klubowi koszykarskiemu ale także samemu Lechowi. Kibice mieliby okazję kibicować całą zimę, trenować swoje przyśpiewki, tak jak to już kiedyś miało miejsce. Wierzę, że jest to możliwe.