Bartosz Szczechowski: W sobotę gracie ostatni mecz w Hali Milenium. Jak się Pan czuje przed tym występem?
Łukasz Diduszko: Z jednej strony jesteśmy zadowoleni, że jest to ostatni mecz, ponieważ zmęczenie nam doskwiera już od dłuższego czasu. Zwłaszcza po tylu kontuzjach jakie odniósł nasz zespół. Z drugiej strony szkoda, że nie gramy dalej, ale to już inna bajka.
Sezon zakończycie na dziewiątym miejscu. Czy w związku z tym będziecie grać na luzie, czy pojawi się może mała presja, aby zakończyć sezon zwycięstwem?
- Na pewno nie będziemy czuć presji, ponieważ będziemy chcieli wygrać to dla kibiców, dla samych siebie, żeby fajnie zakończyć ten sezon, w dobrym stylu. Bardzo chcemy wygrać ten mecz.
W Koszalinie graliście w jeszcze bardziej okrojonym składzie niż zwykle. Przegraliście, ale trener Mrożek był mimo wszystko zadowolony z waszej postawy. Czy odnosi Pan takie wrażenie, że w tamtym meczu po prostu więcej nie dało się wyciągnąć z powodu wielu przeciwności?
- Wydaje mi się, że można jeszcze było przesunąć granicę wysiłku, pójść troszkę dalej. Mogliśmy dać z siebie jeszcze więcej. Stało się jak stało. Przez pierwsze dwie kwarty walczyliśmy jak równy z równym. W trzeciej kwarcie nieskuteczność, nasza nieporadność, Koszalin to wykorzystał i nam uciekł.
Jak Pan może scharakteryzować zespół PBG Basketu Poznań?
- To zespół, który nie ma nic do stracenia, grają młodym składem, grają właściwie w tym samym zestawieniu przez cały sezon. Będą chcieli z pewnością zagrać tak, aby wygrać.
Czy jest Pan zadowolony z własnej formy prezentowanej w tegorocznych rozgrywkach?
- Sądzę, że tak. Na pewno zacząłem grać więcej jako zawodnik obwodowy, na pozycji numer trzy. Oddałem niebagatelnie większą liczbę rzutów za trzy punkty. Oczywiście większą liczbę ich trafiłem w stosunku do zeszłego sezonu. Można powiedzieć, że jest progres.