ŁKS - Polpharma: Kosmiczny mecz Hazzarda
fot. Grzegorz Bereziuk

,

Lista aktualności

ŁKS - Polpharma: Kosmiczny mecz Hazzarda

Koszykarzom Polpharmy Starogard Gdański udał się rewanż za poniesioną miesiąc temu porażkę z ŁKS. W łódzkiej Atlas Arenie goście byli wyraźnie lepsi od gospodarzy wygrywając 96:83, a fantastyczne spotkanie rozegrał ich obrońca Brandon Hazzard.

,

Swoją grą w pierwszych minutach spotkania koszykarze gości sprawili, że o pierwszej kwarcie zespół ŁKS chciałby najpewniej jak najszybciej zapomnieć. Amerykański duet gości Brandon Hazzard -Jeremy Simmons świetnie rozpoczął spotkanie, zmuszając trenera ŁKS Piotra Zycha do poproszenia o przerwę przy stanie 0:9. Simmons grał niebywale efektownie najpierw blokując z ogromną siłą rzut Krzysztofa Sulimy, a później potężnie pakując piłkę nad Jakubem Dłuskim. Nie tak spektakularny, ale bardzo efektywny był Hazzard, który w pierwszej kwarcie uzbierał aż 10 punktów, myląc się tylko raz na pięć prób z gry.

- Obok gry Hazzarda, drugi element, który zadecydował o naszej porażce to to, jak weszliśmy w mecz. Praktycznie ta przewaga z pierwszych minut spotkania, kiedy Polpharma łatwo zdobyła 14-15 punktów została do końca - mówił na konferencji prasowej trener Piotr Zych.

W drugiej części meczu trwał show Hazzarda, ale na szczęście dla widowiska nieco lepiej zaczęli grać łodzianie. Dużo ożywienia wniósł wprowadzony z ławki Jarosław Zyskowski, który co prawda sporo pudłował (2/8 z gry), ale świetnie wymuszał faule, zamieniając je na punkty z linii rzutów wolnych. Aktywniejsi pod tablicami byli także wysocy ŁKS - Krzysztof Sulima (9 zbiórek) i Jakub Dłuski (4 zbiórki), dzięki którym łodzianie po spudłowanych rzutach mogli liczyć na punkty drugiej szansy. Mimo tego przewaga Polpharmy zamiast zmniejszyć się, delikatnie urosła, a pierwsza połowa meczu zakończyła się wynikiem 48:35 dla gości. Warto zauważyć, że amerykański duet Polpharmy miał po pierwszej połowie więcej punktów (37) niż cały zespół ŁKS.

Trzecią kwartę spotkania Brandon Hazzard zaczął dokładnie tak, jak skończył pierwszą połowę - od ośmiu szybko zdobytych punktów. W pierwszych minutach oba zespoły zdecydowały się na obroną strefową, czego konsekwencją były liczne rzuty z dystansu. Na trójki Jarosława Zyskowskiego, Pawła Malesy i Piotra Trepki odpowiadali Hazzard, Piotr Dąbrowski i Marcin Nowakowski, dzięki czemu goście cały czas utrzymywali dwucyfrową przewagę. Przewinienia techniczne Daniela Walla i trenera Wojciecha Kamińskiego oraz dobra skuteczność rzutowa Piotra Trepki i Pawła Malesy pozwoliły zmniejszyć łodzianom stratę do ośmiu punktów - na 56:64. Słabsza końcówka kwarty oraz cztery punkty z rzędu Tomasza Śniega sprawiły jednak, że przed czwartą częścią meczu goście mieli 13 punktów przewagi (73:60).

Ostatnia kwarta miała bardzo wyrównany przebieg. Łodzianie grali agresywnie, do ostatnich minut walcząc o zwycięstwo. - ŁKS walczył do końca i za to należą im się brawa. Pomimo tego, że cały czas prowadziliśmy, to byliśmy nękani i ten mecz nie był taki spokojny jak mógłby być - mówił po spotkaniu szkoleniowiec gości Wojciech Kamiński.

Kolejne punkty dokładał Jarosław Zyskowski (23 w całym spotkaniu), skuteczni byli Paweł Malesa (17 punktów) i Krzysztof Sulima (13).  Po przeciwnej stronie grę świetnie kontrolował jednak Tomasz Śnieg (17 punktów w 22 minuty), nie pozwalając łodzianom na zmniejszenie straty.

Ostatecznie Polpharma Starogard Gdański pokonała ŁKS 96:83 mając swojego bohatera w osobie 24-letniego Hazzarda, który w 30 minut zdobył aż 45 punktów, ustanawiając tym samym rekord tego sezonu Tauron Basket Ligi.

- Dziś mieliśmy w swoich szeregach Brandona, który trafiał jak natchniony i myślę, że to był główny powód tego dlaczego wygraliśmy mecz - podsumował spotkanie Kamiński.

W podobnym tonie wypowiadał się Zych, mówiąc: - Na pewno Brandon Hazzard zaskoczył nas dzisiaj swoją skutecznością, ale też w wielu przypadkach zaczęliśmy go zachęcać, licząc chyba na jakiś cud, że w końcu przestanie trafiać. Okazuje się, że gdyby grał jeszcze trzecią, czwartą, piątą kwartę to pewnie dalej by dziurawił kosz, więc to jest element, który zadecydował o naszej porażce.