Kijewski: Numer jeden przez 15 lat
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

Kijewski: Numer jeden przez 15 lat

- Wydaje mi się, że w ostatnich 15 latach był postacią numer jeden w polskiej koszykówce - mówi o Adamie Wójciku, który przekroczył w ekstraklasie granicę 10 tysięcy punktów, trener Eugeniusz Kijewski. 

,

Jarosław Galewski: Adam Wójcik przekroczył granicę 10 tysięcy punktów zdobytych w ekstraklasie. Kiedy zdał pan sobie sprawę po raz pierwszy, że jest już tak bliski tego wyczynu?

Eugeniusz Kijewski: Po raz pierwszy uświadomiłem to sobie, kiedy grał jeszcze w PBG Baskecie Poznań. Wtedy Adam pobił przecież mój rekord, który wynosił znacząco ponad 9 tysięcy punktów. Pamiętam, że otrzymał bardzo gorącą owację od kibiców. Gratulowali mu koledzy z drużyny. Ja również pośpieszyłem z gratulacjami. Wtedy przekroczenie 10 tysięcy punktów stało się rzeczą realną, bo do realizacji tego celu brakowało naprawdę niewiele.

Jak pan się czuł, kiedy podczas wspomnianego meczu w Poznaniu Adam Wójcik bił pana rekord [Chodzi o oficjalną liczbę punktów z lat 1976-2012. Według tych danych Eugeniusz Kijewski z 9604 punktami zajmuje drugie miejsce w historii strzelców - przyp.red.] ?

-
Trudno powiedzieć, ale Adam swoją postawą i podejściem do sportu zasłużył sobie na tak wyjątkowe chwile. Rekordy mają to do siebie, że są po jakimś czasie przez kogoś bite. Dzieje się to prędzej lub później.

Kiedy poznał pan Adama Wójcika?

-
Pierwszy raz tak sportowo spotkaliśmy się podczas finału play-off w roku 1990. To był mój ostatni sezon grania. Można powiedzieć, że spotkaliśmy się jako zawodnik z zawodnikiem. Wtedy w finale grały Lech Poznań i Gwardia Wrocław. Udało nam się wygrać, zostałem mistrzem Polski, a Adam wicemistrzem.

Już wtedy wiedział pan, że ma do czynienia z koszykarzem tak wysokiej klasy?

-
Na pewno tak. Trzeba przecież pamiętać, że Adam w wieku 20 lat potrafił już napsuć nam sporo krwi. Przede wszystkim miał wspaniałe warunki fizyczne, które potrafił zawsze wykorzystać. Ponad 207 centymetrów wzrostu musi robić wrażenie. Był jednak przy tym bardzo sprawny i wybiegany. Jego wielkim atutem było również wyszkolenie techniczne i dobry rzut. Trudno było w jego przypadku spodziewać się czegoś innego niż wielkiej kariery.

Później wielokrotnie współpracowaliście. Który okres z waszej współpracy zapadł panu najbardziej w pamięć?

-
Na pewno siódme miejsce na mistrzostwach Europy w Barcelonie. Wcześniej przejście z grupy C do grupy B i później awans na mistrzostwa w Hiszpanii i bardzo dobra postawa. Trzeba pamiętać, jak długą drogę musieliśmy przebyć, żeby znaleźć się w grupie A. To na pewno utkwiło w mojej pamięci.

W czym pana zdaniem tkwi przyczyna sukcesu Adama Wójcika?

- Uważam, że w jego przypadku decydujące jest profesjonalne podejście do uprawiania sportu. Adam nigdy nie był zapuszczony, nawet jeżeli miał jakąś przerwę, zawsze o siebie dbał. Do jego sylwetki nigdy nie można było mieć zastrzeżeń. Trzeba też uczciwie powiedzieć, że wiele zawdzięcza sportowemu szczęściu. Mam na myśli głównie kontuzje, które go omijały. Poważniejszy uraz po razy pierwszy przytrafił mu się tak naprawdę rok temu. W całej jego karierze nie było czegoś, co mogło go wykluczyć z gry na dłuższy okres czasu. Zdarzały się jedynie drobne urazy. Adam nigdy nie musiał myśleć poważnie o zakończeniu kariery.

Czy w trakcie klubowej kariery trenerskiej namawiał pan swoich pracodawców do zatrudniania Adama Wójcika?

-
Na pewno tak. Pierwszą taką sytuacją było ściągniecie Adama do Prokomu Trefla Sopot. Zdobyliśmy wspólnie dwa tytuły mistrzowskie. Później współpracowaliśmy ze sobą jeszcze w Poznaniu i również bardzo dobrze nam to wychodziło. Zawsze byłem z niego zadowolony, ponieważ podchodził do koszykówki nie tylko indywidualnie, ale starał się swoje statystyki oprzeć o to, co najważniejsze, czyli o sukces drużyny.

Jak wyglądały wasze relacje poza boiskiem?

- Adam to niezwykle sympatyczny człowiek. Myślę, że jest bardzo lubiany. Wydaje mi się, że nie tylko w moim trenerskim gronie, ale także w pana medialnym środowisku. To bardzo kontaktowy chłopak. Nigdy nie miał problemu, żeby pójść na jakąś akcję promocyjną do szkoły. Na jego twarzy w takich sytuacjach nie było widać zniechęcenia, doskonale to rozumiał. Uważam, że to świadczy o profesjonaliźmie. Adam rozumiał, że trzeba się spotykać z młodzieżą i opowiadać jej o koszykówce. Nie odmawiał i nawet nie kręcił głową. Zawsze był gotowy.

Czy po zakończeniu kariery powinien pozostać przy koszykówce?

-
Nie sądzę, że po tylu latach Adam Wójcik zostawi koszykówkę. Będzie mu to ciężko zrobić. Nie wiem, w jakim pozostanie układzie w tej dyscyplinie, ale podejrzewam, że będzie w niej obecny. Być może jako menadżer, a może jako trener? To już jego wybór, ale znając podejście Adama do sportu i koszykówki nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej niż mówię.

A jak ocenia pan jego obecną formę sportową?

-
Wolałbym tego nie robić, ponieważ sugerowałbym się jedynie statystykami. Mogę jednak powiedzieć, że po kontuzji, którą doznał, na pewno potrzebuje czasu. Nie jest to już ten Wójcik, który biegał po boiskach 15 lat temu, ale nie należy tego tak oceniać. Mimo upływu bardzo wielu lat, cały czas prezentuje wysoki poziom. To jego wielki sukces.

Największy koszykarz ostatniego dwudziestolecia?

- Wydaje mi się, że w ostatnich 15 latach był postacią numer jeden w polskiej koszykówce. Od szerszych porównań z innymi zawodnikami jestem daleki. Nie porównuję z innymi gwiazdami z lat wcześniejszych, bo zdaję sobie sprawę, że to były zupełnie inne czasy. Niemniej jednak odegrał ogromną rolę w polskiej koszykówce.