Przed spotkaniem sporo mówiło się o szansie na rekord Adama Wójcika. Żywa legenda PLK musiała zdobyć w całym spotkaniu 11 punktów, by przekroczyć magiczną liczbę 10 000 punktów na polskich parkietach. Blisko 42-letni skrzydłowy zaliczył w pojedynku z AZS pięć punktów i do historycznego wyniku brakuje mu jeszcze sześciu.
- Jeżeli chcemy ten mecz wygrać, to z pewnością musimy postarać się o to, by powstrzymać kontrataki Śląska Wrocław, które sprawiają, że ta drużyna jest tak dobra - ocenił przed spotkaniem Rafał Bigus. W dzisiejszym pojedynku, to koszalinianie grali szybką i efektowną koszykówkę, a łatwych punktów po przechwytach lub niecelnych rzutach było bardzo dużo. Akademicy świetnie bronili firmowe zagrania pick'n'roll Roberta Skibniewskiego i Aleksandara Mladenovicia. - Taki był właśnie plan, by dać rzucać rozgrywającemu Śląska, on nie może dzielić się piłką, bo właśnie wtedy wrocławianie grają najlepiej - podsumował Igor Milicić.
Koszykarze z Wrocławia mieli sporo problemów z upilnowaniem J.J. Montgomery'ego, który co chwilę stawał na linii rzutów wolnych. Amerykanin dobrze radził sobie ze Slavisą Bogavacem. Były gracz AZS źle rozpoczął spotkanie, co odbiło się w dalszej fazie pojedynku - Serb zdobył łącznie 9 punktów (3/16 z gry). W drugiej kwarcie koszalinianie nie grali już tak często z kontry, jednak byli równie skuteczni w atakach pozycyjnych, gdzie świetnie sprawdzał się George Reese (9 punktów w pierwszej połowie).
- Zagraliśmy dzisiaj całkiem dobre spotkanie. Większość zawodników dała z siebie więcej niż 100 procent, za co im dziękuje. Myślę, że ten mecz znacznie różnił się od tego, w którym przegraliśmy blisko 25-punktami. Cieszę się, że przerwaliśmy złą passę - powiedział po spotkaniu trener AZS Koszalin, Andrej Urlep.
Wysocy gracze AZS dobrze radzili sobie w pierwszej połowie kryjąc Mladenovicia. Środkowy Śląska Wrocław po 15-minutowej przerwie był zupełnie innym zawodnikiem i za jego sprawą goście zaczęli wracać do spotkania. Przewaga Akademików wciąż utrzymywała się wokół 10 punktów, jednak koszykarze trenera Miodraga Rajkovicia wyglądali znacznie lepiej, niż w pierwszych 20 minutach. Po dobrym momencie wrocławian, przyszedł czas na duet Kamil Łączyński (10 pkt. 7 as.) - J.J. Montgomery (20 pkt. 4 przechwyty). Obaj obwodowi przyprawiali zespół przyjezdny o ból głowy. Na domiar złego dla drużyny Rajkovicia, nieskuteczny wcześniej Milicić, trafił efektowny rzut w ostatniej sekundzie kwarty, który wyprowadził AZS na dziesięciopunktowe prowadzenie.
Najwięcej emocji przyniosła ostatnia część meczu. Pościg graczy Śląska Wrocław znacznie ułatwili Akademicy, którzy grali niechlujnie i niestarannie. Efektowne akcje Paula Grahama (21 pkt.) i Mladenovicia (16 pkt.) pozwoliły przyjezdnym na zmniejszenie strat do zaledwie dwóch punktów. Po popisach graczy Śląska, przypomniał o sobie Igor Milicić. Kapitan AZS zdobył w ostatniej kwarcie 11 punktów, sześciokrotnie stając na linii rzutów wolnych (8/8 w całym meczu). W decydujących akcjach meczu, piłkę tracili Graham i Mladenović, a świetną obroną zaimponowali Callistus Eziukwu i J.J. Montgomery.
- Wiedzieliśmy, że to będzie naprawdę ciężki mecz. Zaliczyliśmy kilka efektownych powrotów, jednak w końcówce popełniliśmy kilka głupich strat, które okazały się decydujące w ogólnym rozrachunku. Nie możemy się tym przejmować, tylko iść dalej i optymistycznie patrzeć w przyszłość - powiedział Paul Graham.