AZS - Śląsk: Zimna krew Milicicia
fot. Andrzej Romański

,

Lista aktualności

AZS - Śląsk: Zimna krew Milicicia

Koszykarze Śląska Wrocław na kilkanaście sekund przed końcem spotkania przegrywali zaledwie kilkoma punktami, jednak stalowe nerwy kapitana AZS Igora Milicicia wystarczyły do tego, by gospodarze odnieśli ważne zwycięstwo.

,

Przed spotkaniem sporo mówiło się o szansie na rekord Adama Wójcika. Żywa legenda PLK musiała zdobyć w całym spotkaniu 11 punktów, by przekroczyć magiczną liczbę 10 000 punktów na polskich parkietach. Blisko 42-letni skrzydłowy zaliczył w pojedynku z AZS pięć punktów i do historycznego wyniku brakuje mu jeszcze sześciu.

- Jeżeli chcemy ten mecz wygrać, to z pewnością musimy postarać się o to, by powstrzymać kontrataki Śląska Wrocław, które sprawiają, że ta drużyna jest tak dobra - ocenił przed spotkaniem Rafał Bigus. W dzisiejszym pojedynku, to koszalinianie grali szybką i efektowną koszykówkę, a łatwych punktów po przechwytach lub niecelnych rzutach było bardzo dużo. Akademicy świetnie bronili firmowe zagrania pick'n'roll Roberta Skibniewskiego i Aleksandara Mladenovicia. - Taki był właśnie plan, by dać rzucać rozgrywającemu Śląska, on nie może dzielić się piłką, bo właśnie wtedy wrocławianie grają najlepiej - podsumował Igor Milicić.

Koszykarze z Wrocławia mieli sporo problemów z upilnowaniem J.J. Montgomery'ego, który co chwilę stawał na linii rzutów wolnych. Amerykanin dobrze radził sobie ze Slavisą Bogavacem. Były gracz AZS źle rozpoczął spotkanie, co odbiło się w dalszej fazie pojedynku - Serb zdobył łącznie 9 punktów (3/16 z gry). W drugiej kwarcie koszalinianie nie grali już tak często z kontry, jednak byli równie skuteczni w atakach pozycyjnych, gdzie świetnie sprawdzał się George Reese (9 punktów w pierwszej połowie).

- Zagraliśmy dzisiaj całkiem dobre spotkanie. Większość zawodników dała z siebie więcej niż 100 procent, za co im dziękuje. Myślę, że ten mecz znacznie różnił się od tego, w którym przegraliśmy blisko 25-punktami. Cieszę się, że przerwaliśmy złą passę - powiedział po spotkaniu trener AZS Koszalin, Andrej Urlep.

Wysocy gracze AZS dobrze radzili sobie w pierwszej połowie kryjąc Mladenovicia. Środkowy Śląska Wrocław po 15-minutowej przerwie był zupełnie innym zawodnikiem i za jego sprawą goście zaczęli wracać do spotkania. Przewaga Akademików wciąż utrzymywała się wokół 10 punktów, jednak koszykarze trenera Miodraga Rajkovicia wyglądali znacznie lepiej, niż w pierwszych 20 minutach. Po dobrym momencie wrocławian, przyszedł czas na duet Kamil Łączyński (10 pkt. 7 as.) - J.J. Montgomery (20 pkt. 4 przechwyty). Obaj obwodowi przyprawiali  zespół przyjezdny o ból głowy. Na domiar złego dla drużyny Rajkovicia, nieskuteczny wcześniej Milicić, trafił efektowny rzut w ostatniej sekundzie kwarty, który wyprowadził AZS na dziesięciopunktowe prowadzenie.

Najwięcej emocji przyniosła ostatnia część meczu. Pościg graczy Śląska Wrocław znacznie ułatwili Akademicy, którzy grali niechlujnie i niestarannie. Efektowne akcje Paula Grahama (21 pkt.) i Mladenovicia (16 pkt.) pozwoliły przyjezdnym na zmniejszenie strat do zaledwie dwóch punktów. Po popisach graczy Śląska, przypomniał o sobie Igor Milicić. Kapitan AZS zdobył w ostatniej kwarcie 11 punktów, sześciokrotnie stając na linii rzutów wolnych (8/8 w całym meczu). W decydujących akcjach meczu, piłkę tracili Graham i Mladenović, a świetną obroną zaimponowali Callistus Eziukwu i J.J. Montgomery.

- Wiedzieliśmy, że to będzie naprawdę ciężki mecz. Zaliczyliśmy kilka efektownych powrotów, jednak w końcówce popełniliśmy kilka głupich strat, które okazały się decydujące w ogólnym rozrachunku. Nie możemy się tym przejmować, tylko iść dalej i optymistycznie patrzeć w przyszłość - powiedział Paul Graham.