Jarosław Galewski: Wielkie emocje i walka do ostatnich sekund - to najlepsze podsumowanie tego meczu?
Marek Piechowicz: Chyba tak. Od początku wiedzieliśmy, że nie będzie to łatwe spotkanie. Przegraliśmy w Poznaniu w rundzie zasadniczej, a PBG Basket to ciężki przeciwnik. Myśleliśmy, że może uda się bez dogrywki, ale w końcówce gospodarze nas dogonili i potrzebne były dodatkowe minuty.
Co było kluczem do zwycięstwa w Poznaniu?
- Mocna obrona. Chociaż naszym założeniem było zatrzymanie Damiana Kuliga, a to nie do końca nam się udało, bo rzucił 20 punktów i cały czas siał spustoszenie pod koszem. Najważniejsze jednak, że udało się odnieść wygraną. Bardzo się cieszymy, że wywozimy dwa punkty z Poznania.
Gospodarze mieli dwóch liderów - Kuliga i Micicia. W waszej drużynie ciężar walki spoczywał na wielu zawodnikach.
- Mamy małą rotację i odpowiedzialność spoczywa na każdym zawodniku z osobna. Tak też było w dzisiejszym spotkaniu.
Dlaczego ten mecz toczył się falami? Przez kilka minut wy prowadziliście grę, by za chwilę oddać pole gospodarzom.
- Nie wiem skąd to się wzięło. Naprawdę trudno znaleźć mi przyczynę takiego stanu rzeczy. Zaczęło się naprawdę dobrze. Początek był w naszym wykonaniu naprawdę udany, ale potem Poznań nas porządnie dogonił i w rezultacie… przegonił. Seria 15:0… nie wiem, czym to było spowodowane. Ciężko znaleźć wyjaśnienie.
Świetną robotę w dogrywce wykonał Josh Miller.
- Dokładnie. Rewelacja, super - o jego grze można mówić tylko w samych pozytywach. Wykonał dla nas naprawdę kawał dobrej roboty. Można nawet zaryzykować i powiedzieć, że to on wygrał nam ten mecz sam.
I tym samym nadal liczycie się w walce o play-off.
- To był nasz cel od początku sezonu. Niezbędna była wygrana tutaj w Poznaniu, więc wracamy zadowoleni. Po dzisiejszym spotkaniu można powiedzieć, że Siarka jest cały czas w grze. O to nam tak naprawdę chodziło.