Scenariusze na ostatnią kolejkę sezonu zasadniczego Energa Basket Ligi były bardzo skomplikowane. PGE Turów wiedział jednak, że przede wszystkim musi wygrać, a dopiero później zerkać na wyniki w innych halach.
- Skupialiśmy się tylko i wyłącznie na Legii, bo wiedzieliśmy, że to my musimy najpierw wygrać, a później można patrzeć na innych. Wiedzieliśmy, że musimy grać twardo od początku i tak to wyglądało. Zdobyliśmy pewną przewagę, którą doprowadziliśmy do końca. Wszystko się dobrze ułożyło. Cieszymy się z upragnionych play-offów - podkreśla Bartosz Bochno.
Zgorzelczanie awansowali do fazy play-off po trzech latach przerwy. Zajęli ósme miejsce w tabeli.
- Najważniejsze jest to, by robić mały krok do przodu. Mówi się, że jak się stoi w miejscu, to się cofa. W trakcie sezonu dużo się działo, ale pokazaliśmy, że możemy być jednością i grać na najlepszym poziomie i wygrywać z czołówką - zaznacza Bochno.
Rywalem PGE Turowa w ćwierćfinale będzie Anwil. Włocławianie w poprzednim sezonie również byli pierwsi po sezonie zasadniczym, ale w pierwszej rundzie play-off odpadli po rywalizacji z Czarnymi Słupsk. Czy zespół trenera Michaela Claxtona liczy na podobną niespodziankę?
- Historia lubi się powtarzać. Oby tak było także w naszym przypadku. Znamy się dobrze, przecież cały sezon się obserwujemy. Anwil to bardzo dobra drużyna, pierwsza po rundzie zasadniczej. Nie po to jednak weszliśmy do play-off, aby pojechać do Włocławka i położyć się na hali. To nie są wakacje. Myślę, że jest teraz jeszcze większa motywacja zespołu, aby tam jechać i walczyć do upadłego - mówi Bartosz Bochno.